Postanowiłem zamieścić fragmenty tej książki, pomimo iż nie traktuje ona o Hunie. Jednakże na naszą stronę zaglądają ludzie z różnych powodów. I wszystkie one są zorientowane w jednym kierunku – zgłębić więcej wiedzy o duchowej stronie życia. Nawet jeśli ktoś pragnie tylko osiągnąć jakiś przyziemny cel, to poszukując rozwiązania na tego typu ezoterycznych stronach zostaje skonfrontowany z duchowym wymiarem istnienia.
Książka „Niedokończone sprawy” opisuje właśnie pewne istotne wg mnie aspekty naszego istnienia.
Bardzo mi ona przypadła do gustu z kilku powodów. Po pierwsze ukazuje pewne mechanizmy życia od strony duchowej, które współgrają z tym co przekazują inni znani i cenieni autorzy, przykładowo Robert Monroe i Bruce Moen. Drugą sprawą i jest to chyba najważniejsze przesłanie tej książki, jest pogodzenie się, wybaczenie żalów, win i krzywd. Prezentowany materiał zachęca do uwolnienia ciężaru, który wiele osób taszczy przez swoje życie. Ostatnim powodem jest wsparcie, jakie niesie ta lektura osobom, których bliscy zmarli.
Jest to bardzo uczuciowa książka i nie ma co się dziwić, w końcu przedstawia relacje z wyrażania miłości, która uzdrawia związki międzyludzkie.
Tradycyjnie za zgodą wydawnictwa (Studio Astropsychologii) umieściłem fragmenty, które tym razem rozdzieliłem kreseczkami.
Miłej oraz inspirującej lektury życzę :-)
Lambar
——-
Wszystkie typy winy, wliczając w to dobrowolną winę, mogą nas wyniszczać. Wina daje nam poczucie pełnej odpowiedzialności za to, co wyniknie z danej sytuacji. Widzę to codziennie w swojej pracy. Krewni powszechnie mocują się z poczuciem winy z powodu śmierci swoich najbliższych. „Powinienem był być wtedy w szpitalu, by na czas wezwać pielęgniarkę”. „Mogłem utrzymywać go sztucznie przy życiu. Być może wyszedłby ze śpiączki”. Czy też jak w przypadku Theresy: „Powinnam była odebrać telefon i ocalić jego życie”.
Wina jest wrodzona. Sądzę, że jest ona elementem mechanizmu radzenia sobie z takimi sytuacjami. Jego celem jest danie nam sygnału, że zrobiliśmy coś złego. Wina wydaje się być jedną z tych rzeczy, które wszyscy z nas mają, i z którymi nie wiemy jak możemy dać sobie radę. Często się uczymy z nią żyć. Możemy widzieć irracjonalność winy w innych, ponieważ znacznie łatwiej i spokojniej można zrozumieć sytuację innego człowieka niż własną. Z jakiegoś irracjonalnego powodu zmuszamy samych siebie do wyższych standardów niż kogokolwiek z naszego otoczenia. Przez zrozumienie, że wina niczego nie zmienia, tylko sprawia, że czujemy się gorzej, być może w przyszłości pozwolimy jej odejść na dobre.
—
Żal, podobnie jak wina, trzyma nas zaklętych w przeszłości. Czy kiedykolwiek patrzyłeś w lustro i pomyślałeś: Co ja tu robię? Czym jest naprawdę moje życie? Co by się zdarzyło, gdybym nie ruszał się w ogóle z domu? Co, gdybym powiedział tej osobie, o czym naprawdę pomyślałem? Dlaczego boję się tego, co ludzie mogą o mnie myśleć? Moje życie byłoby lepsze, gdybym przeprowadził się do innego miasta? Byłbym szczęśliwszy, gdybym pozostał żonaty albo wziął rozwód?
Zupełnie jak wina, żal jest również częścią ludzkiego doświadczania. Słowo „żal” pochodzi od staroangielskiego słowa „regreet’, które oznacza „lamentować” albo „współczuć”, które z kolei wywodzi się ze staroangielskiego „graetan”, oznaczającego „płacz”. Nasze żale mogą okazać się cudownymi okazjami, dzięki którym możemy się uczyć albo zabójcami naszego poczucia własnej wartości, którzy sprawią, że kolejnych okazji na lekcje nie będzie. Gdy analizujemy swoje decyzje, w kółko w swoich umysłach, możemy stwarzać żale, które będą niszczyły nasze obecne życia.
—
Bobby przesłał mi bardzo silne uczucie. „Czuję, że jego mama nie byłaby zachwycona tym, co właśnie robię. Nie pochwala tego typu komunikacji. To jest niezgodne z jej wiarą. Czy mam rację?”.
„Zgadza się. To bardzo religijna osoba”.
„Prosi mnie, bym przekazał dla niej wiadomość. Mówi, że jej w pełni wybacza i żeby już nie pielęgnowała swych żali. Odcisnęły już na niej wystarczające piętno i najwyższa pora się ich pozbyć. Jest z niej bardzo dumny, a ona zbyt mądra, żeby podążać za strachem i ograniczonymi przekonaniami”.
„Przekażę jej”.
Interesującym był fakt, że Bobby w tym momencie pokazał mi Biblię.
„Znasz Pismo Święte? Chodzi o konkretny fragment. Mam na myśli Księgę Kapłańską, ustęp 18, wiersz 22*, zapytałem.
[*„Nie będziesz obcował z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą. To jest obrzydliwość!”, przyp. tłum.]
„Niestety, znam. To był ulubiony fragment, którego Jenny używała przeciw Bobby’emu za bycie gejem. Była nowo nawróconą chrześcijanką. Wierzyła, że Bobby żyje w grzechu. Z powodu swojej rygorystycznej wiary była przekonana, że Bobby postępuje przeciw woli Boga”.
Christine dodała: „Starała się Bobby’ego przeprogramować, egzorcyzmować, czy też jakkolwiek to nazwiesz. Próbowała wszystkiego, ale Bobby pozostał sobą. Nie mógł zmienić tego, jaki był. A był naprawdę wspaniałym dzieciakiem. Niestety, przyłapano go jak uprawiał seks ze swoim trenerem siatkówki. Wtedy idealny świat Jenny rozpadł się w kawałki. Powiedziała mu wtedy, że jeśli będzie prowadził swój występny tryb życia to się go wyrzeknie. On nie przestał, więc przestała go widywać”.
Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. „Jak dawno to miało miejsce?”. ,
„Jakieś szesnaście lat temu”, odparła. „Złamało to jego serce. Jenny brała udział w marszach protestacyjnych swego kościoła przeciwko homoseksualistom, za każdym razem, gdy mieli oni jakieś zebranie w jej mieście. Wtedy Bobby zachorował i zmarł”,
„Bobby mówi, że po tym jak odszedł, jego matka zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, co się stało”.
„Tak, po jego śmierci Jenny zaczęła zastanawiać się nad swoimi wierzeniami. Przeanalizowała całą Biblię, przeszukując różne jej wersje, i wkrótce zdała sobie sprawę, że dała się zwieść”.
Christine kontynuowała: „Im dłużej zgłębiała tajniki wiary, tym bardziej czuła się zdradzona przez swe przekonania. Zdała sobie sprawę, że jej syn nie był grzesznikiem. Ponieważ jej kościół ją zdradził, ona postanowiła też go zdradzić. Od tej pory Jenny była pełna żalu. Chciała wynagrodzić swojemu synowi krzywdy i zrobić coś, dzięki czemu go zapamięta na zawsze”. „Co zrobiła?, zapytałem.
„Jenny jest działaczką na rzecz osób chorych na AIDS i podróżuje po całym kraju, ucząc miłości zamiast nienawiści”.
„Czy wciąż jest związana z tym samym chrześcijańskim kościołem?”.
„Nie, przeszła do kościoła, który przyjmuje też osoby homoseksualne. Mówi, że oni propagują miłość, nie poglądy. Czuje się bliższa Bogu teraz, niż kiedykolwiek wcześniej”.
Bobby wypłakiwał łzy miłości. Miał jeszcze jedną wiadomość do przekazania. „On mówi: Powiedz Mamie, że ją kocham”.
—
Przekazałem telepatycznie myśl do ducha związanego ze Stephanie: „Twoja kolej, by przemówić”. „Teraz!”. Wyczułem, że był bardzo zaskoczony. Podziękował mi.
„Stoi za Tobą bardzo zdenerwowany człowiek. Podaje mi imię brzmiące jak Marty lub Martin. Czy coś z tego brzmi dla Ciebie znajomo?”.
„Tak, to mój ojciec, Martin. Mówiliśmy do niego Martin lub Papcio. Ale nie za bardzo rozumiem to wszystko. Nie wierzył w życie pozagrobowe. Bał się sytuacji takich, jak ta”.
„Wysyła Ci teraz swą miłość i chce, byś wiedziała, że on nie boi
się już śmierci. Mówi, że wszystko opacznie rozumiał i jest mu
głupio z powodu irracjonalnego strachu, który odczuwał”. Martin wciąż wydzierał się na mnie, bym powiedział jego córce, że jest tutaj. Zrobiłem to.
Łzy potoczyły się po policzkach Stephanie. Pomimo tego, że widziała już, jak przebiega proces nawiązywania kontaktu na przykładzie innych, wciąż wywierał on na niej wielkie wrażenie. „Jak to przebiegło?”, zapytała. „Co masz na myśli?”, tym razem ja zadałem pytanie. „Jego śmierć. Mój ojciec tak się jej obawiał. Co on mówi?”.
„Mówi, że to było bardzo naturalne. Przypomina sobie, jak leżał w szpitalnym łóżku oglądając telewizję, a następną rzeczą, jaką zobaczył, był jego brat Max, który zmarł kilka lat wcześniej. Następnie zobaczył matkę i ojca, a oboje wyglądali tak młodo. Był zdziwiony, że nikt nie miał zmartwionego spojrzenia, tak charakterystycznego dla nich za życia. Nie rozumiał do końca, gdzie się znalazł, a następnie brat kazał mu wstać. Był skonfundowany i powiedział bratu, że jest chory i nie jest w stanie wstać o własnych siłach z łóżka. Max mu na to odparł, że nie jest chory, a wszystko tkwiło tylko w jego głowie. Powiedział mu też, by wyobraził sobie, jak wspaniale mógłby się czuć”. Martin przesyłał do mnie wiele myśli jednocześnie. Musiałem mówić szybko, by nadążyć za nim.
„Twój ojciec mówi, że wstał i od razu znalazł się w pięknym ogrodzie, otoczony przez każdego, kogo kiedykolwiek spotkał. Mówi mi, że pierwszy raz poczuł się wolny i niewystraszony. On mówi, że to jakby zbiec z więzienia. Matka podeszła do niego i przeprosiła za wpojenie mu strachu za życia”.
Stephanie usiadła w zdumieniu wynikającym z przekazanej właśnie wiadomości. „Trudno w to wszystko uwierzyć. Trudno uwierzyć, że to jego słowa”, powiedziała łagodnie.
„Twój ojciec mówi mi, że strach szkodzi Ci. Odbiera ciekawość i wyobraźnię. Chce, bym powiedział Ci, że wszystko jest możliwe”.
W tym momencie Martin powiedział mi coś całkiem dla mnie niezrozumiałego. „Co rozumiesz przez wydział prawa?”.
„Marzeniem ojca było zostanie prawnikiem. Chciał dochodzić sprawiedliwości i zmieniać ludzkie życia na lepsze. Ale nigdy nie uważał, że jest wystarczająco bystry, by być prawnikiem. Został sprzedawcą i sprzedawał koszule. Żałował, że nawet nie spróbował pójść na prawo. Często mówił nam, że zastanawiał się, co zdarzyłoby się, gdyby nie był tak wystraszony”.
„On mówi, że zdaje sobie sprawę, że zostałby znakomitym prawnikiem, gdyby tylko uwierzył w siebie. Mówi mi też, że zamierza dostać drugą szansę na realizację marzeń”.
Nie zrozumiałem, co Martin miał na myśli i przekazałem to Stephanie.
„A ja rozumiem”, zaczęła szlochać. „Za dwa dni mam egzamin na barmana, ale zamierzałam go odwołać ze strachu. Nie byłam pewna, czy dam radę. Teraz już jestem pewna. Nie boję się. Papcio dał mi nadzieję”.
Powiedział mi. Od teraz będziesz kochała siebie wystarczająco mocno, by zrzucić łańcuchy strachu, którymi nasza rodzina była skuta”.
Po tym stwierdzeniu Martin otoczył ramionami córkę i ucałował ją.
Tak jak w przypadku Martina, wszyscy jesteśmy ukształtowani. Przez wychowanie, przeszłe doświadczenia i społeczne wartości.
Postrzegamy świat wokół nas przez te przekonania i mierzymy siebie, naszą wartość, i wartość świata przez to, co nazywam „nagraniami starej wiary”. Ponieważ tak wiele z przesłań z tych taśm jest przepełnionych strachem, patrzymy na świat przestraszonymi oczami i kształtujemy nasze opinie i punkt widzenia z tej zniekształconej perspektywy. Strach blokuje uznanie naszego prawdziwego, własnego ja. Ponieważ trudno wciąż przebywać w nienaturalnym stanie strachu, czując się niedostatecznie dobrym, niepewnym, niepopularnym, źle zrozumianym, złym i smutnym, odwracamy się w kierunku alkoholu, leków, jedzenia, hazardu, seksu i czegokolwiek jeszcze, co dałoby nam ucieczkę. Tkwimy w tych autodestrukcyjnych zachowaniach, by powstrzymywać się przed odczuwaniem tych nienaturalnych, przykrych uczuć.
Jedno z najbardziej zajmujących badań nad ludzkimi interakcjami i zachowaniem miałem okazję zobaczyć w programie telewizyjnym „Interwencja” na A&E. Opowiadał on o rodzinach, które przychodzą razem, by spróbować dokonać wyrwy w autodestrukcyjnym zachowaniu osób, które kochają. Jedyny sposób, by osiągnąć cel i dotrzeć do uzależnionych osób, to wykorzystanie połączonej siły ich miłości. Potęga miłości jest najsilniejszą leczniczą siłą.
Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo ich przekonania kształtują codzienność, że dostrzegają prawdę dopiero w momencie, gdy przechodzą na drugą stronę. Tak było w przypadku Martina. Często celem życiowym człowieka jest zrozumienie w pełni konsekwencji strachu. Dla jednych może to być śmiertelna choroba, wypadek, prawie śmiertelne doświadczenie albo może bardzo wypaczone postrzeganie.
Wielu z nas jest więc napędzanych przez strach, który, choć może pełnić rolę motywatora do robienia rzeczy, na które byśmy się w normalnych warunkach nie zdobyli, ale jednocześnie obniża poziom naszych naturalnych wibracji. Mamy też tendencję do przekazywania naszego strachu wszystkim naokoło -jak rodzice Martina, którzy obarczyli swoimi lękami własne dziecko. W cyklu życia, cokolwiek jednak stworzymy i wyemitujemy z siebie, prędzej czy później do nas powróci.
Przyjaciel opowiadał mi kiedyś o swoim wujku, który nienawidził swej pracy, lecz mimo tego pracował w niej od dwudziestu lat, ponieważ obawiał się jednocześnie, że nie znajdzie innej. Bał się, że popadnie w nędzę. Rozglądał się za innymi zajęciami, ale nie dopisywało mu szczęście. Żadna praca nie wydawała mu się godna uwagi, ponieważ nie dostrzegał możliwości przez swe zaślepione strachem oczy. Po dwudziestu latach w tej pracy, wujek przyjaciela postarzał się bardziej niż to sugerował rzeczywisty wiek i popadł w depresję. Stał się sztywny od ciągłego napięcia i zniechęcił się do życia. Nie żył, a jedynie egzystował. Strach powstrzymywał go przed wykorzystaniem każdej nadarzającej się okazji i był coraz bardziej przepełniony następstwami tego strachu: nienawiścią, gniewem, urazą i goryczą.
Skoro definiujemy swoją rzeczywistość poprzez postrzeganie jej zmysłami, nasze środowisko i to, czego byliśmy nauczeni jest kreowane przez to, jak to postrzegamy. Prawda wygląda tak, że życie na Ziemi jest tymczasowym złudzeniem. W rzeczywistości wszystko w świecie fizycznym jest przejściowe. Miłość jest jedynym stałym elementem, który ma moc stwórczą i rozwojową. Miłość nie podlega poglądom czy krytyce. Ona po prostu istnieje.
—
Spojrzałem w twarz jej ojca, który wciąż się uśmiechał. Uśmiechał się promiennie i ze współczuciem.
„On mówi, że mógł mówić Ci to częściej. Mówi, że gdy był na naszym świecie, nie kochał siebie wystarczająco i z tego powodu nie czuł się komfortowo mówiąc innym, że ich kocha.
—
Te kilka wspomnień sprawiło, że Adrienne dokonała szybkiego przeglądu swego dotychczasowego życia i dostrzegła, skąd wywodziło się jej obwinianie. Wpatrywała się we mnie.
„Nie wierzyłam we własne możliwości. Odnajdywałam siłę w byciu ofiarą. Wolałam opowiadać, jak strasznymi osobami są ludzie wokół mnie, bym nie musiała brać pełni odpowiedzialności za siebie”.
„W każdym razie, Addie, Twoi rodzice chcą podziękować Ci za Twoją miłość”.
„Jak oni mogą? Jestem tak zawstydzona i tak bardzo mi przykro za to, że obwiniałam ich o wszystko”.
„Nie. Oni pragną Ci podziękować za to, że pomogłaś im sobie pomóc”.
„Co? O czym ty mówisz?”.
„Przez to, jak sama siebie ograniczałaś i nie wierzyłaś w siebie, Twoi rodzice otrzymali dodatkową możliwość w świecie duchów, by Ci pomóc. Oni mogą pomagać i wpłynąć na Ciebie, byś odnalazła błysk w swoim własnym sercu. Błysk, który trzymałaś od wielu lat w ukryciu. Za życia nie byli do tego zdolni lub nie wiedzieli, jak do Ciebie dotrzeć, ale teraz mogli Cię zmotywować. Mówią, że wydajesz się dużo bardziej otwarta na nich, więc oni mogą być z Tobą i pomogą Ci zapamiętać Twą duchową moc”.
Adrienne oniemiała przez ten ostatni komentarz.
Kontynuowałem: „Twoi rodzice łączą swe myśli i mówią, że już rozpoczęłaś poszukiwania tej mocy. W zeszłym tygodniu stworzyli specjalnie dla Ciebie sytuację, by to sprawdzić i podołałaś jej! Oni są z Ciebie bardzo dumni”.
„Nie jestem pewna, co to oznacza”.
„Zapisałaś się na zajęcia ze sztuki w zeszłym tygodniu?”.
„Tak, rzeczywiście tak zrobiłam. Szłam ulicą, którą nigdy nie chadzałam i zobaczyłam w oknie wystawowym galerii sztuki ogłoszenie dotyczące zajęć o sztuce. Nie wiem, co mnie tknęło, ale weszłam do środka i zapisałam się na nie. Wydawało się to po prostu być dobrym posunięciem”.
„Joan i Nat to zorganizowali. Chcieliby Ci powiedzieć jeszcze jedną rzecz”.
„Jaką?”.
„Nigdy nie jest za późno, by dowiedzieć się, jak wspaniałym człowiekiem się jest. Oni zawsze będą po Twojej stronie”.
—
Oprócz miłości, przebaczenie jest najpotężniejszym duchowym narzędziem, jakie posiadamy. W rzeczywistości możemy zmieniać swój los, świat i siebie przez wybaczanie. Gdy ktoś jest zraniony, ta . rana zaognia się, by z czasem przekształcić się w urazę. Wiele razy widziałem, jak nieleczona uraza urosła jak chwasty i spustoszyła jakąś osobę, hamując całe jej życie. Widziałem, jak miłość czy przyjaźń zmieniają się w źródła goryczy i cierpienia, ponieważ żadna strona nie była w stanie wybaczyć.
Zatem, czym jest przebaczenie? Przebaczenie jest darem, którry sprawiamy sobie sami. To jest świadomy wybór, aby nie trwać w urazie albo w myślach o zemście. Na poziomie energetycznym uwalniamy siebie od myśli i uczuć, które przywiązują nas do urazy. Przez decyzję o wybaczeniu nie minimalizujemy odpowiedzialności winnego ani nie usprawiedliwiamy zła. Raczej uwalniamy się z naszych własnych negatywnych myśli.
—
Czy jak już wybaczymy, możemy zapomnieć? Wiele osób mówi: „Wybaczam, ale będę o tym pamiętał”. Gdy wybaczamy, akceptujemy drugą osobę, jako człowieka, który ma prawo popełniać błędy i mieć wady. Możemy nie zapominać o samej sytuacji, ale o jej efektach. Przebaczeniem jest także zaniechanie zemsty. Jest to akt odwagi, wsparcia i wzmocnienia siebie. Pozwala on drugiej osobie ponownie się z nią złączyć i przywrócić w pełnym wymiarze miłość, dbać o zdrowe relacje ze sobą, innymi i światem wraz z jego wszystkimi darami, talentami i umiejętnościami, którymi można się na powrót dzielić.
Przebaczenie sobie jest jednym z największych darów, jaki można sobie sprawić. Jesteś uleczony od momentu, gdy znów poczujesz się sobą. Część Ciebie, która pielęgnowała urazy i potępiała Cię może teraz być uzdrowiona. Gdy wybaczasz sobie, wracasz do swojego prawdziwego własnego ja. Na powrót wkraczasz na właściwy tor swego życia.
—
Jedna z niezapomnianych historii ukazująca wagę nastawienia wzięła się z wiadomości, którą przekazałem dwudziestodwuletniemu Dean owi. Miałem okazję spotykając się z nim przed moim widowiskiem telewizyjnym Dalej w 2002 roku.
W studiu, gdzie widowisko było kręcone, kilku producentów chciało zaznajomić się z moją pracą, więc zorganizowali seans z grupą pięciu nieznanych mi osób. Przypominam sobie, jak wszedłem do sali i ujrzałem trzy kobiety i dwóch mężczyzn siedzących na krzesłach. Wszyscy byli w wieku dwudziestu kilku lat.
„Witajcie, nazywam się James”, powiedziałem do grupy.
Wszyscy odpowiedzieli, ale jeden z mężczyzn w szczególny sposób. Powiedział: „Witaj, James. To przyjemność poznać Ciebie. Robisz taką wspaniałą robotę. Dziękuję za wszystko, co czynisz”.
Bił od niego uśmiech, ciepło i pozytywne nastawienie. Dean emanował czarem i magnetyzmem. Przypominał mi młodego Hugh Granta.
Gdy tylko rozpocząłem seans, pojawił się ojciec Deana. Stał u boku syna i wydawał się podchodzić z rezerwą do tego, co się właśnie odbywa.
„Dean, jest z nami Twój tata. Wydaje się być nieco sceptyczny”.
„Brzmi jak on. Nie wierzył niemal w nic”.
„Ojciec mówi, że masz dar i że go nie dostrzegał za życia”.
„Dar? Jaki?”.
„Mówi, że masz pozytywne spojrzenie na życie. Mówi, że byłeś taki już w dzieciństwie. Ludzie od zawsze powtarzali, jakie z Ciebie dobre dziecko, a ojciec uważał, że jesteś głupcem będąc aż tak miły”.
Zauważyłem, że Dean był nieco skonfundowany oceną ojca.
Ja tymczasem kontynuowałem: „Nie potrafił się z Tobą dogadać za życia. Żal mu, że z Ciebie kpił”.
„W porządku, Tato. Wiem, że się różniliśmy”.
„On się obawiał, że ludzie będą starali się wykorzystać Twoją dobrą naturę. Na swój sposób starał się Ciebie chronić”.
„Zawsze byłem wiecznie szczęśliwym dzieckiem. Sądzę, że taki się już urodziłem”.
Kiwnąłem głową. „Dziękuję”, powiedziałem. „Tata mówi, że twój optymizm daleko Cię zaprowadzi i otworzy przed Tobą niejedne drzwi. Będziesz miał wspaniałą karierę i już się cieszy na myśl o obserwowaniu Twojego szczęśliwego życia”.
Dean promieniał. „To wspaniałe wieści!”.
„Zgadza się”, powiedziałem. „Ojciec mówi, że Cię obserwuje i już wiele się od Ciebie nauczył. Mówi, że powinien był się znacznie więcej nauczyć za życia”.
„Tak mówi?”, wykrzyknął Dean. „To zabawne”.
„Czemu tak mówisz?”, zapytałem zaintrygowany.
„Tata zawsze powtarzał, że widzę świat przez różowe okulary. Mówił, że nigdy nie wyrosnę z tego nierozsądnego nastawienia. A teraz uczy się ode mnie? To dosyć ironiczne”.
Uśmiechnąłem się do Deana. „Wciąż się uczymy. I w tym i w tamtym świecie. Duchy się uczą od nas a my od nich”.
Dean spojrzał w górę. „Kocham Cię, Tato”.
Wtedy poczułem pojawienie się kolejnych duchów i zacząłem seans dla pozostałych uczestników.
Innego dnia, gdy skakałem po kanałach telewizyjnych, moją uwagę zwrócił nowy show. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, prowadzącym był Dean, człowiek ze wspaniałym nastawieniem. Jedyne, co mogłem sobie w tym momencie pomyśleć, to: „Dobra robota, Dean. Różowe okulary odpłaciły Ci z nawiązką”.
—
Wszyscy możemy się zmienić. Gdy przebaczamy, przepraszamy i obieramy główną drogę, mają miejsce cudowne rzeczy. Tak się dzieje, gdy naprawdę dochodzi do uleczenia. Zrób coś pasującego do podróży główną drogą jeszcze dziś. Zacznij od otwarcia komuś drzwi bądź zatrzymania dla kogoś windy. Podziękuj kierowcy autobusu, taksówki lub kelnerowi, nawet, jeśli nie uważasz, że powinieneś. Rozpocznij rozwój swej świadomości i odnajduj Boga w każdym, kogo spotkasz. Im bardziej będziesz rozpoznawał i łączył się z Wyższym Ja innych ludzi, tym bardziej będziesz rozumiał ich duchowa naturę. A w konsekwencji duchowa ścieżka każdego będzie łącznie łatwiejsza do przejścia.
—
Inna sprawa, że duchy zdały sobie sprawę, iż z duchowej perspektywy rzeczywistość Boga bardzo różni się od tego, co wpojono nam na Ziemi. Większość z nas dorastała z jakąś formą wiary w Boga. Niektórzy bez tego. Nasze religijne przekonania i systemy są często podciągnięte pod wszystko obejmujący znaczek zwany „duchowością”. Dla mnie, religia i duchowość są dwoma bardzo różniącymi się od siebie pojęciami. Religijna osoba jest niekoniecznie uduchowiona, a uduchowiona niekoniecznie musi okazać się i religijna. Duchowość mówi, w czym wyraża się nasz duch. Religia i jest zbiorem zasad i ograniczeń, które wpływają na konkretną duszę. J Pierwsze pojęcie jest naturalne i nieskończone, drugie jest ludzką konstrukcją i skończonością.
Zależnie od duchowości i systemu wiary trwającego tylko przez chwilę spędzoną na Ziemi, padły miliardy pytań odnośnie Boga. Czuję Boga wszędzie. Bóg jest we wszystkim, na co patrzymy i wszystkim, czego dotykamy. Wyczuwam obecność Boga w każdej osobie napotkanej na Ziemi. Duchy zdają sobie sprawę, że Bóg nie jest osobą przebywającą w innej geograficznej lokalizacji, ale wszechobecną energią, świadomością, która przenika wszystko i wszystkich.
—
W rzeczywistości Bóg jest bezcielesną, wielowymiarową rzeczywistością zupełnie jak fale elektromagnetyczne istniejące wokół nas. Wyobraź sobie, że stoisz na plaży i wpatrujesz się w promienie słoneczne przebijające falującą powierzchnię oceanu. Wielowymiarowa świadomość Boga jest zupełnie jak te promienie. To energia przenikająca wokół nas i nas samych.
Ta wielowymiarowość funkcjonuje przez różną rozpiętość częstotliwości i poziomów rzeczywistości. Te rzeczywistości są nie powyżej czy poniżej nas, ale w nas samych. Pojęcia powyżej i poniżej dotyczą piekła i nieba. Jak często powtarzam na moich warsztatach i w książkach, niebo i piekło są nie wyżej, poniżej albo w jakimkolwiek innym miejscu. Szukając najwyższych poziomów tej wielowymiarowej świadomości, musimy skierować się do swego wnętrza. To tutaj mieszka Bóg.
Choćbyśmy nie wiem jak nazywali Boga, czy jest to Jehowa, Allach, Ishvara, Tao, Wielki Duch, czy Jezus, w istocie rzeczy jest on pozbawiony cielesności. Kto szuka Boga i chce mieć z nim dobre układy, musi wejrzeć w swe serce. Jak dotrzeć do tego wewnętrznego świata? Drogą, którą przemierzyli mędrcy, co jest możliwe przez uspokojenie umysłu w modlitwie i medytacji.
Modlitwa jest jednym z najpotężniejszych narzędzi, jakie posiadamy. Przez modlitwę możemy wykraczać poza świat fizyczny przez łączenie naszych umysłów z sercami. Koncentrując nasze myśli i pragnienia w jedną siłę, jedno życiodajne źródło. Nie musisz być w specjalnym budynku albo przeprowadzać określonego rytuału, by rozmawiać z Bogiem. Bóg jest nigdzie i wszędzie. Bóg jest nieograniczony.
Modlitwa może przybrać dowolną formę. Gdy modlisz się, po prostu przyzwalasz dotrzeć do siebie prawdzie, usuwając jednocześnie kłamstwo kryjące się w sercu. Nie trzeba modlić się za siebie. Przez zrozumienie, że Bóg zawiera się w naszych sercach, przyznajemy, że ta świadomość już wie, czego chcemy.
—
Tak długo, jak przykładamy zbyt dużą uwagę do złudzeń tego materialnego świata, powstrzymujemy siebie od wolności poprzez nasze przywiązanie. Chcemy być wolni, ale złudzenie stało się naszą rzeczywistością i jest zbyt potężne. Staje się niekończącym się cyklem. Musimy wyjść ze złudzenia i obserwować świat z perspektywy naszych serc.
Tysiące duchów, które dotychczas się ze mną komunikowały, powiedziało mi, że ich wyruszenie w drogę było prezentem dla ich ukochanych pozostawionych na Ziemi. Ich żal i smutek skłoniły wiele z nich do wewnętrznej duchowej podróży. Bez doświadczenia śmierci bliskich, członkowie ich rodzin nie mogli wydostać się ze swych fizycznych skorup. Dalej żyliby w świecie złudzeń i nie mieli pojęcia, co leży poza nią. Obecność ich drogich bliskich dała ich życiu impuls do poszukiwań poza światem fizycznym. Poszukiwań miejsc, które usatysfakcjonują ich dusze.
—
Na swój własny sposób, duchy oznajmiły mi, że musimy w końcu powstać i zdać sobie sprawę, że wszystko, czego potrzebujemy do radosnego, beztroskiego życia, znajduje się w nas samych. Według świata duchowego musimy rozpoznać w sobie boskie aspekty naszej jaźni.
—
Na przestrzeni lat wielu ludzi pytało mnie, jak żyć w pełni duchowo przy jednoczesnym zmaganiu się z przyziemnymi kwestiami codziennej egzystencji.
„Jak mogę być świadom swojej Wyższej Jaźni?”.
„Jak mam poznać powód, dla którego ponownie zjawiłem się na
tej Ziemi?”.
„Jak mam stać się świadom obecności moich przewodników duchowych i mych zmarłych bliskich?”.
Jak się już pewnie domyślasz, niezbędnym krokiem w uzyskaniu odpowiedzi na te pytania jest ponowne złączenie się ze swą boską naturą. Po prostu wiedz, że istnieje wyższa, bardziej potężna część Ciebie. Twoja Wyższa Jaźń może przejawiać się na wiele sposobów: intuicję, przypadki i różnie rozumianą synchroniczność. Gdy umocnisz połączenie ze swą Wyższą Jaźnią przez podążanie za przeczuciami, a także poświęcanie nieco czasu na medytacje i modlitwę, wzrośnie Twoja zdolność postrzegania. Następujące ćwiczenia pomogą Ci zharmonizować się z tą mocą.
Medytacja jest łatwiejsza niż to się ludziom wydaje. Nie musisz nic intonować, powtarzać mantr ani liczyć oddechów. Musisz tylko usiąść w zacisznym miejscu i wsłuchać się w swoje myśli. Wielu ludzi mówi mi, że nie potrafią medytować, nie ważne jak bardzo by się starali. Moja odpowiedź brzmi: „Nie staraj się”. Kiedy medytujesz, czyń to bez jakichkolwiek oczekiwań. Jedyna zasada dotycząca medytacji mówi, żeby robić to całkiem zwyczajnie, nawet każdego dnia, o tej samej porze, tak, aby stało się to swego rodzaju rutyną. Po pewnym czasie stanie się to Twoją drugą naturą.
Inną ważną rzeczą, o jakiej musisz pamiętać podczas ćwiczeń, jest fakt, że doświadczysz swoistej gonitwy przypadkowych, poplątanych myśli, typu: „Która godzina?”, „Jak długo muszę tu siedzieć?”, „Co dzisiaj zjem na kolację?”. Takie myśli będą nieuchronnie pojawiać się w Twoim umyśle. Zaakceptuj to i nie osądzaj ich, myśląc: „Nie powinienem tak myśleć” albo: „To nie działa”. Zamiast tego pozwól, by te myśli przepływały przez Ciebie. Oto moja analogia, jaką posługuję się do medytacji. Wyobraź sobie siebie jak płyniesz rzeką na tratwie. Co jakiś czas napotykasz skały lub zbyt wartki nurt, musisz wówczas opłynąć te przeszkody. Medytacja jest jak pływanie w swoim umyśle. Musisz się na chwilę zatrzymać i opłynąć wszystkie te przyziemne myśli. Podczas regularnych ćwiczeń dotrzesz do miejsca w głębi siebie, gdzie serce otwiera się i przemawia do Ciebie.
—
Następnie wyobraź sobie, że jesteś w niebiańskiej windzie. Wraz ze swym wspaniałym, przepełnionym światłem ciałem wejdź do windy i zacznij wznosić się coraz wyżej i wyżej. Zamiast pięter są tam przeróżne poziomy percepcji. Im bardziej się wznosisz, tym bardziej rozszerza się Twoje poczucie własnej jaźni. Niech każde mijane piętro reprezentują inne, jasne kolory, takie jakie tylko chcesz. Kiedy winda się zatrzymuje, docierasz do piętra Wyższego Poznania. Gdy drzwi się otworzą, przywita Cię Twoja Wyższa Jaźń. Pierwszą rzeczą, jaką możesz zauważyć jest mądrość i miłość emanująca z Twojej Wyższej Jaźni. Wysiądź z windy i przywitaj się z prawdziwym sobą. Zauważysz, że dzielicie ze sobą tę samą fizyczną powierzchowność. To niemal jak patrzenie na swego bliźniaka, tylko doskonalszego, nietkniętego fizycznością. Teraz rozejrzyj się wkoło i ujrzyj wszystkie dary, jakie przed Tobą odsłonięto. Zobacz jak wiele masz darów i talentów, które są częścią Ciebie. Kiedy nacieszysz się tymi darami, możesz powrócić do windy i wrócić na ziemską płaszczyznę egzystencji.