Co jakiś czas słyszę – afirmuję i nic się nie dzieje, moja mapa marzeń nic nie zmienia, moje wizualizacje nie pomagają w osiągnięciu marzeń.
Ludzie zazwyczaj podchodzą do rzeczy w sposób: „dzieją się te rzeczy nad którymi człowiek najwięcej się napracuje”. A może to jest inaczej – dzieją się te, które nie są blokowane?
I o tym będzie to pisanie – o magicznym (ponieważ ulotnym i zazwyczaj niezauważalnym) stanie umysłu, który Tworzy, który wyzwala marzenia pozwalając się im objawić.
Sposobów na opuszczenie blokad jest wiele, tu przedstawię pewną koncepcję. Dla rozweselenia dodam, że zacząłem ją od niedawna wdrażać w życie, po jakiś pięciu latach zastoju (zastój oznacza w tym wypadku kręcenie się wokół tematu bez świadomego, ustalonego i nakierowanego działania).
Zapraszam do mojego tekstu z 2003 roku: Cuda – normalny stan rzeczy. To są podwaliny, teraz moim celem jest skonkretyzowanie myśli przewodniej oraz przełożenie jej na część praktyczną.
Najpierw zaprezentuję kilka przykładów. Ich celem jest ukazanie procesu, a nie celów samych w sobie. Przykłady są z życia wzięte, z ostatniego mojego miesiąca.
Wchodzimy do dziadków, teść stawia nalewkę. Pyszny to napój, acz zgubny potrafi być. Wiśnióweczka, słodka do bólu. Kilka kieliszków tego słodkiego trunku czyni nogi miękkie ;-) Siadam do stołu, w telewizorze lecą Kiepscy. Widzę jak Ferdek siedzi z wyciągniętymi nogami, a obok na stole w szklaneczce, starym zwyczajem, paluszki czekają do wzięcia. Nabieram na nie smaka, oj pochrupało by się.
Myślę – teściowa zapewne trzyma gdzieś w kuchni ukryte przekąski. Ale co tam, przecież ze mnie duży chłopak, dam radę, wytrzymam. Więcej nie myślę o pysznych paluszkach, przecież jeszcze nie raz będę miał okazję do ich podgryzienia. Zaczynam rozmowę z teściem, mija kilka minut, wchodzi teściowa i z uśmiechem stawia paluszki na stole.
Będąc w sklepie dziecięcym za potrzebą nabycia ubrania dla córy stoję i rozglądam się. Żona obok wybiera, więc ja mogę zrobić wzrokowy rekonesans, bardzo kolorowo i przytulnie. O! Jaka piękna kolejka na środku jeździ. I jaka duża – jeden wagonik jest wielkości dwóch płyt CD położonych obok siebie. Kolejka jeździ po owalu którego dłuższy bok ma około 7 metrów. Tory wiszą trochę nad głowami na środku sklepu. Dzieli nas od siebie jakieś kilkanaście kroków. Stwierdzam – fajnie by było przyjrzeć się jej z bliska. Ale nie będę przecież za nią biegał jak dziecko, nie chce mi się (nie jestem leniem, po prostu nie miałem tak silnej motywacji w tym momencie), poza tym zaraz żonka zapyta mnie co sądzę o jakimś ciuchu, więc wolę być blisko. Po krótkim czasie moja połówka rusza w kierunku następnych wieszaków – bliżej kolejki, a potem przeskakujemy do następnej lokalizacji – już całkiem blisko torów. Wtedy odwracam się, nadjeżdża kolejka i…
wagoniki zatrzymują się na wprost mnie. Mogę je podziwiać bez potrzeby w kółko biegania. Po niecałej minucie skład odjeżdża robić kolejne okrążenie. Z ciekawości potem obserwuję ten mini pociąg, nurtuje mnie jak opracowano schemat zatrzymywania się. Okazuje się, że kolejka zatrzymuje się losowo. Co jedno lub co kilka okrążeń, i robi to po każdej stronie owalu, najprawdopodobniej także losowo wybieranym.
Jest blisko północy, z ciekawości zaglądam na huna.org. O! Jak miło, pojawiły się nowe artykuły. Przeglądam je pobieżnie. Myślę – pewnie Radek za jakiś czas się odezwie w sprawie tłumaczeń. A może dać mu znać, że są nowe? Nieeee, ostatnio w rozmowie nadmienił, że ma sporo roboty, więc nie napiszę do niego, bo może odbierze to jako próbę zasugerowania/narzucenia – zacznij tłumaczyć!
Jak przyjdzie stosowny czas, to zapewne sam się odezwie w sprawie tłumaczenia. Zapominam o dalszym rozmyślaniu w sprawie tłumaczeń stwierdzając – wszystko jest ok, w odpowiednim czasie pojawią się nowe tłumaczenia na hunowej stronie, więc nie ma co dalej tematu ciągnąć.
Następnego dnia przed południem odbieram pocztę elektroniczną, a wśród listów krótka wiadomość od Radka: „Pojawiły się nowy artykuły na Huna.org. Chętnie podeśle tłumaczonka.”.
Mamy jednego klienta co to przez ponad pół roku zabierał się do zgromadzenia materiałów do zlecenia. Aby było ciekawiej cały projekt został wiele miesięcy temu opracowany i udostępniony klientowi aby ten działał w spokoju do czasu aż uzna, że dzieło można puścić w świat. Klient bardzo sympatyczny, nawet rozliczył się ze zlecenia pozostawiając zamówioną usługę na wiele miesięcy odłogiem.
Pewnego dnia przypomniałem sobie o tym miłym panu. Pomyślałem – chyba do niego zadzwonię i zagadnę co tam słychać, a może mu pomóc w jakiejś kwestii technicznej? Jednak po chwili przyszły myśli – przecież to normalny gość, wie że jak będzie czegoś potrzebował to ma dzwonić i mailować. Poza tym może uzna, że go poganiam. Eeee, chyba jeszcze poczekam z tym dzwonieniem. Jak przyjdzie stosowny czas to facet sam się zgłosi, przecież wszystko jest dawno gotowe, od niego zależy kiedy będzie gotowy. I zapominam o rozmyślaniu o tym kliencie. Upływają dwa dni, dzwoni telefon i słyszę: „Dzień dobry panie Tomaszu!” rozpoznając głos klienta o którym pisałem powyżej.
Klient zebrał się w sobie i ruszył z kopyta. I trzeba dodać, że wśród wszystkich własnoręcznych dłubaczy nad materiałami, ten człowiek wykazał największą zdolność i zacięcie do estetycznych modyfikacji, aby prezentowane treści wyglądały ciekawie. No ale na to pewnie wpływu nie miałem, ja raczej posłałem mu błysk latarni w ciemnej nocy, aby przypomnieć o temacie.
Razu pewnego rozmyślam o chińskiej knajpce w ciągu sklepików nieopodal. Aż naszła mnie mocniejsza ochota i przy nadarzającej się okazji wchodzę i zagaduję panią z obsługi – czy coś się ma zmienić w ich ofercie? Wyjaśniam czytelnikowi – prócz chińskich kubków można tam dostać napoje z pełnej gamy Coca Coli (i w tym momencie należy postawić kropkę w ich ofercie). Pani mnie zadziwiła – tak, za miesiąc lub dwa pojawią się nowe dania.
Zaniemiałem, ponieważ od niepamiętnych czasów (co oznacza pewnie z jakiś rok istnienia tego punktu) nic tam się nie zmieniało. Będąc w środku nabrałem sporej ochoty na chiński kubek (to mieszanina makaronu, mięsa, bambusa i kilku innych warzyw plus jakieś przyprawy – bardzo syte jedzenie). Jednak zaraz potem zgłaszając potrzebę żywieniową mojej żonie usłyszałem, że ona ma co innego w planach kulinarnych na dzisiejszy dzień. No cóż, nie będę się wychylał – pomyślałem. W końcu przecież jeszcze nie raz będę miał okazję zasmakować tego typu jedzenia. I zapomniałem o sprawie.
Po jakimś tygodniu z zaskoczenia odwiedza nas szwagier. Na zegarku jest prawie dwudziesta pierwsza, a nasz gość w garści trzyma dwa duże chińskie kubki oraz 4 schłodzone piwa. Pomyślałem uśmiechając się w duchu – warto było czekać…
Kolejny dzień w którym rozglądaliśmy się za ciuchami dla dziecka. Nastał wtedy u nas jakiś taki okres szykowania wyprawki dla małej. Czyli bardzo często wędrowaliśmy po sklepach wybierając dziecku nową garderobę (mali ludzie nie tylko zużywają rzeczy, ale jeszcze do tego rosną, tak tak, wiedziałem o tym już wcześniej, ale czasami sprawy się kumulują i człowiek jest poniekąd zmuszony aby zwiedzić wiele sklepowych półek). Po wyczerpującej marszrucie widzę nieopodal stoisko z pizzą. O! Można kupić kawałek, nawet można zjeść po drodze. Ojojoj, a mi w brzuchu tak burczy, ale bym wciągnął taki pizzowy trójkącik, a nawet dwa. Ale wtedy bym już obiadu nie zmieścił. To może dam sobie na wstrzymanie, jeszcze przecież nie raz zjem pizzę. I temat się urywa. Więcej nie rozmyślam o knajpce którą minąłem w stanie nasilonego bąblowania w środkowej części mego ciała (oj jak mi wtedy burczało, a i ślinkę wiele razy przełykałem). Jadąc do domu w pewnym momencie szanowna małżonka zagaduje: „a może pizzę zrobię na obiad?”. I wkrótce jadłem moją ulubioną pizzę.
Późnym wieczorem robię nasiadówę w internecie w poszukiwaniu rozwiązań izometrycznych na potrzeby zabawy z grafiką do hobbystycznego projektu. Przeglądam różne strony – o grach z tego typu układem świata, dotyczących tworzenia grafiki etc. Zastanawiam się, czy przygotowane kwadratowe elementy grafiki można w łatwy sposób obracać w naszym projekcie, no i czy tym można łatwo zarządzać. Po pewnym czasie, gdy już naoglądałem się różnych rozwiązań, jednak nie znalawszy odpowiedzi na moje pytania, idę spać myśląc – jak projekt się rozkręci, czyli posiadać będzie solidne podwaliny (scenariusz będzie w dużej mierze przygotowany), to wtedy napewno sprawy techniczne się ułożą, a póki co nie ma co sobie głowy zawracać – wszystko na spokojnie. Na drugi dzień przeglądając strony w poszukiwaniu rozwiązania dla innego problemu technicznego, natrafiam na materiały wyjaśniające kwestie izometryczności nurtujące mnie dzień wcześniej.
O koledze rozmyślam, aby wysłać do niego wiadomość i zagadać, ponieważ dawno nie mieliśmy kontaktu. Po chwili napływa myśl – spokojnie, pewnie jakoś nadarzy się niedługo okazja, to napiszę coś więcej do niego. Tego samego dnia kolega napisał pierwszy do mnie.
Wchodzę na portal o2, kątem oka dostrzegam zdjęcia Marka Kondrata z reklamy jakiegoś banku. Reklama ta bardzo mi się podoba. Z kilku powodów – sympatii do aktora, pokrewieństw do komicznych sytuacji z „Dnia świra” jak również do komicznych pokrewieństw ojczyźnianego politycznego życia. Prócz tego jest to piękna kreacja – oryginalna, w odróżnieniu od dominującej większości reklam.
Na chwilę zatrzymuję wzrok na tym zdjęciu, trochę jakby mi się rozjeżdża ostrość, wzrok staje się mętny, ponieważ odpływam na chwilę do wspomnień przypowujących ten film reklamowy. Trwa to jednak chwilę, po czym loguję się do poczty. Nie interesuje mnie artykuł o tej reklamie, nawet jeśli tam będzie zamieszczony film, to będzie on marnej jakości, wolę obejrzeć na dużym ekranie. I koniec rozmyślań o reklamie. Po niecałych pięciu minutach w telewizorze słyszę znane mi słowa: Rodacy, jest lepiej…
Synek kolegi dość często do mnie dzwoni, średnio raz na tydzień. Pewno niedługo skończy dzwonić (bo ludzie rosną). Chłopak ma 2 latka i uwielbia bawić się taty komórką. Więc co jakiś czas słyszę jego wesołe gaworzenie. I gdy ostatnio ponownie usłyszałem jego głos, stwierdziłem – trzeba odwiedzić kolegę jakiegoś popołudnia. Maluchy wypuścić na ogródek (choć nasza córa jest starsza, to z maluszkiem kolegi dobrze się bawią), aby w spokoju pogadać sobie z kolegą, bo mało jest okazji ku temu. Niedługo zagadam do małżonki aby wszystko zaplanować a następnie pogadam z kolegą. Zapewne ucieszy się na ten pomysł. A teraz mam co innego na głowie, więc już nie myślę o planowaniu wyjazdu do kolegi. Mija godzina i ponownie telefon od kolegi, tym razem słyszę właściciela aparatu, który zaprasza mnie z dzieckiem do ogrodu, aby małe istoty się wybiegały, a duże nagadały.
Skoro jestem przy dzieciach i rozmyślaniu o znajomych – pomyślałem o koleżance żony. Pomyślałem – dawno się nie widzieliśmy, a dla jej męża mam na mp3 piosenkę z bajki, którą kiedyś nucił, bardzo wesoła energetyczna piosenka, napewno się chłop ucieszy, ma laptopa z którym jeździ, to sobie zapuści jak mu się będzie nudzić. Potem wróciłem do pracy. Jeszcze tego samego dnia zagadałem małżonkę – a co tam u Moniki? Na co usłyszałem – właśnie rozmawiałam z nią przez telefon i mówiła żeby się spotkać.
Na tym zakończę spisywanie przykładów, ponieważ więcej zakrawało by na jakieś stręczycielstwo albo jakieś samochwalstwo ;-)
Czy dostrzegasz Czytelniku pewien schemat w tych relacjach? Chodzi o uwolnienie pragnienia, o sposób podejścia do zagadnienia – bez emocjonalnych rozterek, bez oczekiwania, bez napięcia wywoływanego przez ten stan oczekiwania i wątpliwości czy się uda, czy zaistnieje to o czym myślimy, jakie są szanse i możliwości, kiedy to nastąpi.
Człowiek w tym stanie jest na swój sposób zachwycony myślą, może to przejaskrawione określenie. Mam na myśli, że jego rozważania są emocjonalnie pozytywnie ukierunkowane. W powyższych przykładach skutki są pozytywne, jednak mam też negatywne, lecz nie będę ich upubliczniał. Ważne jest aby przyjąć do wiadomości, że można wywołać także negatywne, czy raczej: nieprzyjemne efekty. Niechciane to nie można powiedzieć, ponieważ chcieliśmy je, skoro poświęcaliśmy im czas dywagując o nich w umyśle.
Im większe pragnienie, tym bardziej jesteśmy skrępowani. Jeśli w kółko wizualizujemy z nieodpowiednim podejściem (to klucz), to potwierdzamy brak. Przyciągamy brak. Tworzymy brak. Czyli oddalamy się od celu. Wciąż stawiamy cel poza naszym zasięgiem.
Ktoś może powiedzieć – przecież ja nie wizualizuję, ja nie uprawiam żadnych technik magicznych, psychotronicznych etc.. Wg mnie każdy z nas to robi (wizualizuje) przerabiając emocjonalnie swoje życie we własnym wnętrzu.
Na pierwszy rzut oka wydaje się to całe rozważanie dziwaczne, jednak doświadczenie utwierdza mnie w przekonaniu, że tak właśnie jest. Mam na myśli oddzielanie się od celu poprzez niewłaściwe myśli o danej sprawie, której w jakimś stopniu pragniemy (mniej czy więcej, to nie ma znaczenia, znaczenia ma blokada, którą sami sobie zakładamy).
Obserwując swoje życie, zauważam że cały czas szukałem, moje myślenie nakierowane było na: którędy pójść, co robić, w jaki sposób itd. Teraz w końcu zauważyłem, że szukając cały czas jestem poza celem. Mam być znajdującym, doświadczającym, korzystającym ze swojego potencjału. W innym przypadku, gdy moje myślenie nastawione jest na poszukiwanie sposobów osiągnięcia danego celu, na poszukiwania sposobów wyrażania się, to jestem dochodzącym wciąż i wciąż na nowo do celu. Mogę być nawet blisko niego, lecz cóż mi po tym skoro cel nie jest osiągnięty. Mogę mieć go na wyciągnięcie ręki, lecz cóż po tym jak nie sięgam po niego…
Tak więc jak działać aby osiągać cele, obojętnie czy fizyczne czy emocjonalne?
Cele muszą być sprecyzowane, określone: przedmioty większe lub mniejsze, praca, stanowisko itd. Mogą też być cele emocjonalne: stan radości, zadowolenia, wewnętrznego spełnienia, spokoju.
Określasz je poprzez myślenie o nich, analizę cech, dostrzeganie ich zalet, tego jak mogą tobie służyć etc.
Moje dotychczasowe doświadczenie wskazuje mi jedną drogę: pomyśleć i zapomnieć stwierdzając, że się to stanie w najlepszym do tego momencie oraz utwierdzić się, że w chwili obecnej wszystko jest w porządku.
Tak, to tak trywialnie proste. Jednak pomimo tego, człowiek w dalszym ciągu będzie wracał do upragnionego tematu, jakby sprawdzając, czy zakopane w ziemi ziarenko już kiełkuje.
I każdym takim działaniem niweczy możliwość pojawienia się obmyślonego celu w życiu.
Ludzie mają chyba zakodowane: żeby coś osiągnąć to trzeba się napracować. Tak więc do dzieła! Lecim z wizualizacjami, z afirmacjami! Trzeba działać i działać, no w końcu kiedyś tam się uda!
Z tego przekonania wypływają najczęstsze błędy, które hamują zaistnienie tematu którego pragniemy: trzeba wiele ćwiczyć! trzeba dużo energii poświęcić! potrzeba odpowiednio oddychać aby się naładować, kiedyś nabiorę w tym wprawy! kiedyś uda mi się skontaktować z wja/aniołem stróżem etc., pewnie w końcu się uda! ciekawe jak długo jeszcze? w końcu osiągnę kiedyś cel i będzie super! oj ale wtedy będzie jazda! ale wtedy będę szczęśliwy! ciekawe jak to się stanie? to chyba mało prawdopodobne, potrzeba niesamowitego szczęścia, aby tak się potoczyły wypadki, żeby to się stało; no dobra, dziś poafirmowałem, to jutro o tej samej porze zasiądę żeby podziałać; a ciekawe czy jutro będę miał spokój w domu, aby zrobić wizualizację; chyba za mało czasu poświęcam afirmowaniu, itd. itp. można by pisać bez końca ;-)
Czyli zakładamy w ten sposób, że jesteśmy na dobrej drodze do celu… Gratulacje, pewnie jak nie w tym to w kolejnym wcieleniu się powiedzie… ;-)
Potrafimy także uzależnić się od obiektu marzeń, och jaki wtedy będę szczęśliwy… Bo teraz to przecież nie mogę być tak szczęśliwy, czyli teraz jest do bani. Jeśli nie całkiem, no to przynajmniej w jakimś tam stopniu jest do bani… (a skoro jest nie tak fajnie, to jak ma być lepiej? Wszystko wychodzi z punktu skupienia mojej uwagi, a gdzie ja teraz się skupiam – tworząc siebie na drodze i w dodatku siebie niezadowolonego, no bo zadowolony, albo bardziej zadowolony, to ja będę dopiero po osiągnięciu celu).
Tak więc utwierdzam się w przekonaniu, że jestem z dala od celu (nie ważne czy blisko czy daleko – cel jest poza zasięgiem, mogę go nawet widzieć, ale nie jest mój, nie stanowi mojego doświadczenia), no i utwierdzam się, że w moim życiu jest średnio na jerza, bądź nawet jest źle.
A co wynika z tego typu utwierdzania się, to chyba jest jasne?
Dla pewności podkreślę – te utwierdzacze są ukryte w naszych działaniach, w naszym podejściu do sprawy. Ułudą jest myślenie, że ja tak nie robię. Wystarczy przeanalizować nasze pragnienia oraz to, ile z nich się zrealizowało oraz jak szybko. Oczywiście potrzeba samozaparcia aby kawałek własnej historii przelecieć i spisać wszystkie zachciewajki większe i mniejsze oraz jak podchodziliśmy do tych spraw.
Zapewne trudne jest do przyjęcia to, że należy raz a dobrze potraktować w naszym wnętrzu obiekt pożądań (jakkolwiek duże by nie było to pragnienie) i następnie uwolnić się od dalszego pożądliwego rozmyślania.
Dla niedowiarków, dla tych których męczyć będą powroty do swojego celu marzeń, dobre może będzie tego typu podejście do tematu: wizualizacje i afirmacje są jak najbardziej ok, ale:
– Robię je gdy czuję że mam ochotę, a nie że czas w końcu poafirmować, że dziś jeszcze nie afirmowałem, że teraz mam chwilkę wolną to szybko zrobię jakieś afirmacje czy wizualizacje, że dziś też trzeba poafirmować…
– Wykonuję je z podejściem: obojętnie co się stanie będzie w porządku, TERAZ jest wszystko w porządku.
– W czasie rozmyślania skupiam się na pozytywach tematu. Nie musi być to stan euforii czy wielkiej radości. Mogę wyrażać radość podczas tego procesu, a mogę też tylko rozdłubywać umysłowo temat od strony dobrych cech, które mi służą w tej materii o której rozmyślam, której pragnę. Spójrz na moje przykłady na początku artykułu, nie było tam przesytu emocji, była jedynie koncentracja na pozytywnych cechach których pragnąłem obecności w moim życiu.
– Po czasie który uważam za stosowny, czyli zauważam że moja uwaga przenosi się w inne sfery, gdy zauważam że mam dość rozmyślania w tym momencie, wtedy robię ucięcie afirmacji, dziękuję i więcej nie wracam do rozmyślania, aż do czasu gdy poczuję że znowu chce mi się/mam ochotę na afirmowanie/wizualizacje.
Czas przeznaczony na ten proces może być niewielki. Moje myślenie, które przedstawiłem w przykładach w tym artykule, trwało zazwyczaj parenaście sekund, może minutę. Trudno określić, ponieważ w takich chwilach czasu się nie mierzy.
Bywało, że sobie wziąłem głębszy oddech, albo i nie wziąłem,
siedziałem normalnie albo i bardziej po turecku,
siedziałem na balkonie, przed komputerem albo i stałem w kuchni,
domownicy byli obok albo i ich nie było w domu,
i puszczałem w myślach intencje afirmacyjną (nieświadomą, bo tego rozmyślania nie nazywałem wizualizacją czy afirmacją, po prostu myślałem, używałem umysłu do rozmyślenia o potrzebach).
Fakt, że w tych momentach umysł był spokojniejszy, dominowało odczucie satysfakcji, jednak należy dopowiedzieć, że te odczucia z choinki się nie zerwały. Skupiając się na tych rzeczach wzmacniałem je, aż w dominującej większości tego typu emocje mnie zalały. Czyli w procesie wizualizacji, afirmacji powinien samoistnie pojawić się stan spokoju. Inaczej trwamy w napięciu i to także sygnalizuje, że nie mamy co dalej w tym momencie się wysilać, bo i tak nic z tego nie będzie.
I jeszcze jedna ważna sprawa, drobiazg, lecz to kluczowy drobiazg, bo mało jest czarodziejów na naszym globie, co to potrafią uwolnić swe pragnienia :-)
Jeśli w przyszłości, po tym gdy uwolnimy nasze pragnienie, nasze myśli do niego powrócą, to najlepiej jest wykonać prostą czynność: podziękować za te myśli, za swoje pragnienie, przywołać do siebie odczucie spokoju, dobra, pewności siebie.
W ten sposób wzmacniamy pragnienie i nie pozwalamy urosnąć oporowi (brak wiary, różnego rodzaju napięcia, smutek, irytacja, zazdrość etc.).
Opis, który zawarłem powyżej, wg mnie jest w porządku. Oczywiście to moja prawda, dla mnie ona działa. Jeśli mógłbym siebie określić to jestem pragmatykiem, dlatego Huna bardzo mi odpowiada (skuteczność jest miarą prawdy).
Jeśli ktoś ma ochotę bardziej popraktykować uwalnianie intencji, to zapraszam na forum Dzień….
Jest to samorodek powstały w mojej głowie w wyniku ostatnich doświadczeń związanych z tematem o którym piszę, czyli z uwalnianiem marzenia.
Projekt służy dobrej zabawie, no i oczywiście ku zwiększeniu naszej skuteczności objawiania się na tym globie cech które pragniemy (to tak ogólnie powiedziane, ponieważ tymi cechami mogą być przedmioty, wydarzenia jak i stany emocjonalne).
Więcej nie ma co pisać o projekcie, każdy chętny przestudiuje podany wątek i będzie wiedział o co chodzi.
Nie wiem, czy dość jasno wyraziłem to co narodziło się w mej głowie, pewne jest dla mnie jedno, że warto sprawdzić ten mechanizm w działaniu.
Dziękuję za uwagę
:-)
Lambar