Jak rzuciłam palenie – Ultra

Paliłam wiele lat i corocznie je rzucałam. Metody były różne i bardziej lub mniej skuteczne. Miałam za sobą rzucanie ze wzgledów medycznych (stan płuc), rzucanie ze względów psychologicznych (powolne samobójstwo)… Rzucanie „siłą woli” zwykle wystarczało na trzy miesiące.


Gdy spotkałam Hunę postanowiłam ją wykorzystać do ostatecznego rzucenia tego świństwa, które uwielbiałam.
To był też moment, kiedy poznałam kaizen, wiec trochę kaizenowałam i hunowałam…

Najpierw paląc papierosy mówiłam sobie, że to niesamowite, że wkrótce już przestanę palić na zawsze. Z każdym papierosem zastanawiałam się czy będzie mi go brakować. Na każdego papierosa patrzyłam już jak na przeszłość, która dziwnym zbiegiem losu tkwi jeszcze w teraźniejszości.
Mój kaizen polegał na tym, ze nigdy nie paliłam przed 10-tą i nigdy po północy, z czasem zawężyłam te godziny jeszcze bardziej, nie paliłam też „do filtra” a 1,5 centymetra przed, oraz zanim podpaliłam, trzymając już w ręce papierosa mówiłam wiersz (coraz dłuższe wybierałam z całej serii tych, które znam). no i pewnego dnia, zdecydowałam się. Zaczęłam mówić z radością afirmację:
„Przestałam palić papierosy, jakie to piękne uczucie. Dziękuję.”

Tą afirmację mówiłam na okrągło już od rana, co było autentyczną prawdą, gdyż wtedy i tak do godziny 10:35 nie paliłam. Potem, gdy już skończyłam palić papierosa, powtarzałam afirmacje znowu z uśmiechem i radością. W pracy tańczyłam te afirmacje. Szukałam ludzi na ulicy, którzy nie palili. Oni też rzucili palenie papierosów jak ja. W myślach mówiłam do siebie, że my, którzy rzuciliśmy papierosy jesteśmy radośni, powtarzałam patrząc na ludzi, którzy bogu ducha winni przechodzili pod moimi oknami w pracy :-)
Papierosy dostarczały mi chwile wytchnienia i spokoju. Paliłam dobre, zagraniczne papierosy w ładnych opakowaniach. Chciałam więc mieć przyjemność nie tylko z palenia ale także z niepalenia.

Pierwszego dnia właściwie nic nie czytałam, nic nie robiłam tylko powtarzałam afirmacje jak mi dobrze, że przestałam palić papierosy. Napisałam je nad łóżkiem, na lodówce, na drzwiach… Było tego dość dużo. Tego dnia spaliłam kilka papierosów, może z pięć…
Drugiego dnia spaliłam może trzy papierosy a trzeciego dnia paląc pierwszego papierosa zastanawiałam się po co palę, kiedy przecież już rzuciłam palenie.
Gdy widziałam na ulicy palacza bardzo nad nim ubolewałam, jaki on jest biedny, nieszczęśliwy, schorowany, godny litości i opieki.
Afirmacje powtarzałam jeszcze kilka dni, zrywając powoli kartki rozwieszane w mieszkaniu i w pracy.

Wydaje mi się, że zaprzestanie palenia papierosów było niezbędne na mojej drodze. Byłam przekonana i jestem w dalszym ciągu, że nie można zajść na drodze rozwoju zbyt daleko mając przywiązaną czarną jak dym kulę do nogi.
Przestałam palić już od dłuższego czasu i wiem, że nie rozpocznę palić, zbyt dużo daje mi stan niepalenia.

Ultra