Nasze życie jest jak eksperyment – Lambar

Wczoraj w nocy oglądałem bardzo inspirujący film – Eksperyment (niemiecki, nakręcony w 2001 roku). Leciał sobie późno w nocy, widać uznali, że film z jakiś tam względów nie jest wart większej uwagi. A film zdobył nawet nagrody w swoim kraju, przemocy w nim było mniej niż w przeciętnym kinie akcji, jednak zważywszy na monotonną scenerię piwnic, to na pierwszy rzut oka może wydawać się to dzieło mało atrakcyjne.


Atrakcyjne za to jest przesłanie tego filmu:
Ludzie odgrywają role, wtapiają się w nie i stają się takimi postaciami, jakich role odgrywają.

Filmowy eksperyment polegał na skompletowaniu ochotników: 12 osób jako więźniów oraz 8 jako strażników. Po wybraniu osób do eksperymentu, które to wcześniej przebadano fizycznie i psychologicznie, zamknięto ich w spreparowanym i non stop monitorowanym przez naukowców zakładzie karnym. Mieli tam przesiedzieć chyba ze 2 tygodnie. Zasady były następujące: każdy ma odrywać swoją rolę (strażnik bądź więzień), nie można używać przemocy, można opuścić eksperyment w każdym momencie.
Jednakże już w pierwszych dniach z ludzi zaczęła wychodzić agresja oraz strach. I to potęgowało się w członkach eksperymentu.
I żaden z ludzi nie chciał opuścić wyimaginowanego zakładu karnego. Dopiero jak zaczęło dziać się naprawdę źle, to jedna z osób chciała zrezygnować. A to „naprawdę źle” wyglądało tak, że przemoc psychiczna odczuwana była prawie na każdym kroku i powoli zaczęła objawiać się także przemoc fizyczna. Było to wynikiem ich stopienia się z rolą. Tak dobrze je odgrywali, że zapomnieli o podstawowych zasadach eksperymentu.

Im bardziej odgrywamy życiową rolę, tym więcej tej roli mamy do odegrania. I co ważne – wtedy tym bardziej zapominamy, że to wszystko wokół to tylko eksperyment – eksperyment naukowy jak w powyższym filmie, natomiast w życiu, to wg Huny można by powiedzieć, że zapominamy iż to tylko sen.
Odgrywamy role ojców, przedsiębiorców, pracowników, wykonawców pewnych prac, ofiar, zdobywców, ludzi zdenerwowanych albo szczęśliwych… Nasze role od dzieciństwa są nam pokazywane – jak należy je odgrywać, a prócz tego sami w ciągu wielu lat szlifujemy warsztat aktorski swoich ról.
I gramy tak dobrze, że zapominamy o tym, że gramy. To jak w bajce „Świnka Peppa”, gdy mały brat Peppy udawał dinozaura i przed lustrem zobaczył siebie odgrywającego rolę dinozaura – to tak się wystraszył odbicia w lustrze, że aż się popłakał ze strachu.

Dobry ziemski aktor wykorzystuje narzędzia, które można rozpisać wg Huny:

– Kala – nie istnieją żadne granice – możesz odgrywać jakąkolwiek rolę jaką chcesz. Możesz odgrywać rolę bogacza lub biedaka, szczęśliwego lub zatroskanego, tryskającego zdrowiem lub w ciężkiej chorobie. Jesteś nieograniczony, sam sobie nadajesz ograniczenia i swoją mocą możesz pozbawić się swojej mocy.
Niestety aktorom, którzy mocno przywarli do swoich ról nie mieści się w głowie inny stan, niż ten który odgrywają. Stąd powyższa rozpiska zasady Kala może wydawać się ogółowi społeczeństwa kosmiczną bzdurą.

– Makia – wzrasta to na czym koncentrujesz uwagę – czyli im dłużej gram, im więcej poświęcam się na odgrywaniu roli, tym bardziej się z tym stapiam, tym bardziej staję się tą postacią.

– Manawa – teraz jest moment mocy – czyli w każdej chwili mogę odgrywać rolę, nic mnie nie powstrzymuje prócz moich wyborów. Nie jest ważne moje otoczenie, ani to jakie role wcześniej odgrywałem, ani role osób z mojego otoczenia.

– Aloha – to nasz zawór bezpieczeństwa – idąc za odgrywaniem Dobra*, przypominamy sobie naszą prawdziwą naturę.

– Mana – cała moc pochodzi z wnętrza – tylko ode mnie zależy jaką rolę chcę i czy w ogóle chcę coś grać.

– Pono – skuteczność jest miarą prawdziwości – są niezliczone sposoby ról oraz ich odgrywania, mogę dowolnie wybierać i przebierać w sztuce życia, a to co dla mnie działa staje się moją rzeczywistością. Mogę także odgrywać role, szlifować je w swoim wnętrzu, bez fizycznej manifestacji. Najlepsi sportowcy, biznesmeni i nawet muzycy, przyznają się do tego, że ćwiczą swe role w wyobraźni.

I to wszystko powoduje, że IKE rozciąga się w pełnej krasie. Świat staje się taki, jakie role w nim odgrywam. A wg powyższej rozpiski mogę odgrywać co chcę i kiedy chcę.
A dzięki odgrywaniu Dobra*, przypominam sobie na powrót kim jestem – jestem źródłem miłości i wszelkiej pomyślności, wszelkiego dobra.

Pomimo filozoficznego podejścia rozważania te mają praktyczne zastosowanie.
1.Mogę uprzytamniać sobie co rusz, że jestem doskonałym aktorem i kreować role, których ja pragnę, a nie których mnie wyuczono i które sam szlifowałem od czasów narodzin.
Przykładowo: ktoś zajechał mi drogę, ktoś w sklepie mnie niemiło obsłużył, ktoś mi w pracy nawymyślał. Wg wyuczonego scenariusza zazwyczaj zaleje mnie fala gniewu i/lub ochota do kontrataku. Jednakże przypominając sobie, że to tylko odgrywane role, mogę odegrać scenę człowieka, którego to nie rusza, któremu to lata koło ogona, bo on woli odczuwać szczęście i radość. I taki człek wie doskonale, że odgrywając rolę rozdrażnionego klienta oddala się tylko od stanu, którego pragnie. Dlatego pomimo sceny w której inni odgrywają złość, ja jestem w stanie odegrać kogoś, kogo zalewa fala spokoju. Bo nie koncentruję się na złości. Dostrzegam ją tylko na początku, i to był jedynie impuls, aby zaraz potem przeskoczyć do innej roli niż to sugeruje ten impuls.
2. Mogę ćwiczyć swe role czy to rozmyślając o nich przed snem, czy znajdując czas za dnia i „bujać w obłokach”, mogę działać wg schematu „jakby to było gdyby…”. Mogę też „udawać” przed innymi że jestem teraz w innej roli. Czyli mogę zachowywać się jak człowiek: radosny, w dobrym zdrowiu, majętny, zadowolony z życia.

I tak krok po kroku stapiam się z nową rolą. Nie jest ważne, że potrzeba X czasu aby doskonale odgrywać daną rolę (czyli aby stać się człowiekiem posiadającym określone cechy, posiadającego określone rzeczy, stanowiska etc.). Nie jest ważne, że nie zawsze dobrze odgrywamy naszą rolę, czyli dla przykładu mamy odgrywać rolę człowieka zamożnego, a tymczasem odgrywamy rolę kogoś, kto jeszcze niekiedy zamartwia się finansami.
Ważne jest, że możemy ćwiczyć się w naszych rolach i możemy zmieniać je kiedykolwiek i dowolnie.

*Dobro – tak na wszelki wypadek wklepię ponownie moją definicję tego pojęcia. Dobro z dużej litery w moim pisarstwie oznacza wszelkie stany wnętrza, które określić można jako pozytywne. A więc to nie tylko miłość (której to są niezliczone barwy i odcienie: miłość do małżonka, psa, samochodu, pracy, kwiatków, przygód), ale też zauroczenie, zachwyt, uznanie, akceptacja, radość, przyjacielskie nastawienie, aprobata, zaufanie oraz niezliczone mnóstwo innych określeń.

I na koniec – dawno temu napisałem coś podobnego w tym temacie: Planeta aktorów

Lambar