Wpadła w moje łapki ciekawa ksiażeczka. Jak to zwykle bywa poskanowałem co ciekawsze fragmenty i za zgodą Wydawnictwa umieszczam na stronie.
Nie jest to obszerna książka, a interesująca jest z kilku powodów. Pierwsze co ma intrygujący tytuł. Tak tak, nawet bardzo :-) Mało jest ksiażek o Hunie, więc takie zatytułowanie książki sugeruje czytelnikowi, że będzie to czytadło o Hunie, tymczasem ten temat jest liźnięty w książce, nawet mocniej bym to ujął – gdzieś w cieniu treści przewija się Huna, wręcz echem się obija. A więc o co chodzi z tą Huną w tytule?
Książka jest o Ho’oponopono i wielu ludzi uważa, że skoro ten proces jak i Huna pochodzą z Hawajów, to pewnie jedno z drugim się łączy. Tu pewnie można by zebrać różne opinie, więc zostawię temat bez wielkiego fantazjowania dodając małe wytłumaczenie – ponieważ Huna na dobrą sprawę jest nowożytnym wymysłem (mam na myśli nazewnictwo systemu, nie sam system), a sama wiedza była przekazywana ustnie kolejnym wybrańcom, to w takim układzie Ho’oponopono jest jak najbardziej częścią Huny.
Kolejną wartą podkreślenia rzeczą jest fakt, że książka porusza temat zwrócenia się ku miłości, w stronę wybaczenia innym i sobie. Zachęca do akceptacji i wyrozumiałości. A kto uczy wybaczać, ten uczy miłości, ten ją wyzwala. Nasz świat fizyczny cierpi na deficyt miłości, stąd też książkę warto polecać. Warto tego typu lektury czytać, w formie swego rodzaju przypominacza. Oczywiście jeśli czytelnik ma podobne zainteresowania :-)
Ostatnią rzeczą jest „rodzaj” Ho’oponopono, o ile tak mogę się wyrazić i przedstawienie nowych koncepcji. Czyli autorzy pięknie ukazują jak można kreować narzędzia, jak może pod siebie modelować techniki. Ho’oponopono zawarte w książce bazuje na procesie opisywanym i nauczanym przez Ihaleakala Hew Len i Joe Vitale. Więcej na ten temat można znaleźć w ich książce Zero ograniczeń.
Pomimo, że jest to uproszczona technika, która wywodzi się z procesu podanego przez Simeonę Morrnah a została okrojona do granic możliwości przez Ihaleakala Hew Len’a, to w dalszym ciągu działa. Dzieje się tak ponieważ jak już napisałem – nasze intencje wędrują w odpowiednią stronę, a nasza skupiona uwaga wnosi w nasze życie pokój. Pokój – to słowo często jest używane w Ho’oponopono. Dla mnie osobiście jest to rodzaj oczyszczenia podświadomości z błednych przekonań, czyli zjednoczenie się z Górą (Źródłem, Bogiem czy jak kto tam sobie nazwie JąJegoTo skąd pochodzimy).
Lambar
——-
W czym Huna może pomóc? – Barbel i Manfred Mohr
(Fragmenty książki wycięte z różnych miejsc treści)
Podobnie jak kosmiczne zamówienie, Ho’oponopono bazuje na tezie, że wszystko jest jednością, a nasz świat zewnętrzny jest odzwierciedleniem naszego świata wewnętrznego. Wszystko, co istnieje, w jakiś sposób zostało powołane do istnienia przez nas samych, w przeciwnym wypadku tego by po prostu nie było. W przypadku Ho’oponopono wychodzimy z podobnego założenia: każdy problem pochodzi od nas i dlatego także jego rozwiązanie tkwi w naszym wnętrzu. Porządkując swoje wnętrze, powodujemy, że świat zewnętrzny uporządkuje się samodzielnie, ponieważ jest on tylko wyrazem naszej wewnętrznej energii.
Ho’oponopono oznacza „coś wyprostować” lub „coś poprawić”. Słowo to jest złożeniem „HO” – „coś uczynić” i „PONO” -„wyrównać” lub „doskonałość”. Można to słowo również przetłumaczyć jako zwrot: „Droga ku doskonałości”. A w tej drodze ważną rolę odgrywa właśnie czyn. Im energiczniej zaczniemy porządkować swój świat wewnętrzny, tym szybciej uporządkuje się zewnętrzny.
Wiele małych problemów życia codziennego „zwija żagle” już po kilku zastosowaniach tej techniki. Ale regularne stosowanie i powtarzanie powoduje powstanie zadziwiających i dalekosiężnych „skutków ubocznych”, gdy stanie się to stałym rytuałem: poprzez wewnętrzny spokój powstaje „flow”, bieg życia, w którym mogą się wydarzać małe i większe „cuda”. Najlepiej jest nauczyć się odczuwać, jak nowo uformowana wewnętrzna energia wyraża się w świecie zewnętrznym i jak sprawy zaczynają się toczyć we właściwym kierunku. Odczuwa się, że wszystko jest energią – i jak wypływając z naszego wewnętrznego świata i wyraża się ona w świecie zewnętrznym.
Wyobraź sobie, że Bóg był ciastem na placek i powodowany żądzą przygód wpadł na pomysł.
Stworzył ponad tryliard foremek do ciasta,zażył środek nasenny i z ostatnim ziewnięciem rozerwał sznur,
którym związane były wszystkie foremki. Spadły i uformowały dużą ilość kawałków ciasta,myślących, że każda z nich jest osobną cząstką. Ty i ja jesteśmy jedną z nich. Każdy z nas jest cząstką Boga.
Denerwujesz się na kogoś, na jakąś sytuację albo zło, albo na to co zwykle. Stosując tę technikę postaw sobie pytanie:
• Jeżeli bym postępował(a) tak jak inni, dlaczego bym tak postępował(a)?
• Gdybym tak postępował(a), co bym wtedy odczuwał(a)?
Albo:
• Czym stworzyłem(am) tę sytuację?
• W jaki sposób przyciągnąłem(am) do swojego życia to zło?
• Jakie uczucia we mnie wywołuje ta sytuacja?
Jeżeli znalazłeś(aś) w sobie odpowiedzi na te pytania, powiedz do samego(ej) siebie:
• Przykro mi.
• Wybaczam sobie.
• Kocham Ciebie/kocham siebie (mówisz to sam(a) do siebie, kochasz samego(ą) siebie i uczucie, które w sobie odnalazteś(aś)).
Alternatywnie, możesz wypróbować poniższe zdania i wsłuchać się w siebie, co lepiej i intensywniej odczuwasz:
• Zamiast: „Przykro mi”: „Czuję razem z Tobą” (to znaczy, że czujesz razem ze sobą samym(ą)).
• Zamiast: „Kocham Cię”: „Jesteś przeze mnie kochany” (to znaczy, że jesteś kochany przez samego(ą) siebie).
Obojętne, którą wersję wybierzesz, powtarzaj te zdania wielokrotnie i obserwuj, czy zmienia się coś w Tobie, Twoich uczuciach lub wewnętrznym obrazie sytuacji. Możesz powtarzać te ćwiczenia wielokrotnie dzień po dniu – tak długo, aż złość całkowicie się rozpłynie i przetransformuje we współczucie i zrozumienie, lub zniknie i ulegnie transformacji ta niekorzystna
sytuacja.
Dlaczego w ogóle czujemy się oddzieleni od innych ludzi? C G Jung przedstawił model tej sytuacji, w której pojedynczy ludzie są jak szczyty góry, spowitej, mgłą. Patrząc z lotu ptaka na Alpy widzimy pojedyncze wierzchołki skąpane w promieniach słońca i mgle, ale masyw górski pozostaje ukryty przed naszymi oczami. Tam, w dole, we mgle, wszystkie wierzchołki gór są połączone, mało tego, podstawę gór tworzy masyw. Mgła jest granicą naszej świadomości: widzimy i postrzegamy tylko świadomie; dlatego żyjemy w nieświadomości i działamy z ukrycia.
Dla starożytnych Hawajczyków wszystkie problemy zaczynają się w myślach. Ale same myśli nie są decydujące. O wiele większy wpływ mają powracające stale wspomnienia dotyczące dawno minionych, bolesnych wydarzeń, przeżytych być może jeszcze w dzieciństwie, które wpływają na nasze myślenie. Nieświadomie, te nierozwiązane sprawy determinują nasze myślenie. Nasz umysł nie potrafi tych nieświadomych „programów” „nadpisać” lub „zapisać na nowo”, ponieważ nie jest świadomy ich istnienia. Może administrować i zarządzać powiązanymi z nimi i wskutek tego pojawiającymi się w naszym życiu problemami. Uzdrawiać i rozwiązywać można tylko na wyższym poziomie, zgodnie ze słowami Einsteina: „Nigdy nie można rozwiązać problemu za pomocą sposobu myślenia, który ten problem wywołał”. I właśnie na tej zasadzie bazuje Ho’oponopono.
Pomaga mi kochać wszystko: mój problem, moją złość, po i prostu wszystko. Poprzez wewnętrzne połączenie z moją miłością może ona działać. Przy czym wcale nie muszę wiedzieć, jaka część mnie działa, ponieważ miłość zna tę część. Jeżeli się z nią połączę i powiem: „Uzdrów tę część mnie!” – tak się stanie. Można by również powiedzieć, że podczas tego procesu działa coś boskiego lub moje wyższe Ja albo moje serce, neutralizując i naprawiając „błędy we mnie” – jak to nazywają Hawajczycy. Negatywna energia, którą nieświadomie jestem przywiązany do starych, bolesnych wspomnień, zostaje w ten sposób uwolniona. Tak, jakby z duszy zdjęto łańcuch, którym była spętana. Wreszcie, technika Ho’oponopono rozwiązuje każdy problem dotyczący mojego ciała, duszy czy ducha. Jeżeli biorę na siebie odpowiedzialność za nie i mówię: „Przykro mi, kocham Cię cząstko mnie”, wtedy zaczynają się dziać cuda. Jedyna praca, którą musi wykonać przy tym mój umysł, polega na przyjęciu świadomości miłości i wybaczenia.
Take care of yourself – zadbaj o siebie samego(ą). Weź za siebie odpowiedzialność, dopasuj się do siebie, kochaj samego(ą) siebie. Inaczej sam(a) osłabisz swą osobistą więź ze wszechświatem. Jako człowiek funkcjonujesz na tej zasadzie, że potrzebujesz tych podstawowych założeń.
Jeżeli komuś się to nie podoba, pozostaje mu jedynie możliwość poszukiwania po śmierci jakiegoś swojego Stwórcy i poskarżenia mu się. Ale w moim pojęciu, także tam przypuszczalnie spotkasz tylko inną część siebie. Ostatecznie będziesz się skarżyć sam na siebie u siebie. Zatem możesz rozpocząć od pojednania się ze sobą i swoimi tworami, ponieważ właśnie takie pojednanie ze sobą uruchamia osobisty system nawigacyjny do działania na najwyższych obrotach.
A to pojednanie w miłości do wszystkiego, co jest, dokonuje się wtedy, gdy zastosuje się techniki wywodzące się z Ho’oponopono – oraz oczywiście oryginalną technikę Ho’oponopono.
Trudności, które teraz rozwiązuję na zawsze będą mi oszczędzone w przyszłości.
DALAJ LAMA
Jeśli oceniasz ludzi, nie masz czasu ich kochać.
Matka Teresa
„Dlaczego bym tak postępował(a)?” i „Dlaczego czuł(a)bym się w określonej sytuacji w ten sposób?”. Roswitha przejrzała samą siebie, wczuła się całkiem w uczucie strachu przed złym humorem jej pracownicy i stale pytała sama siebie, dlaczego, skąd się wziął ten strach. Nagle zobaczyła samą siebie jako małe dziecko, które ułożyło sobie w głowie koncepcje przeżycia, wczuwając się możliwie jak najintensywniej w swego skorego do gniewu ojca, aby odpowiednio wcześnie wyczuć nadchodzący napad gniewu i schronić się w bezpieczne miejsce. Od tego czasu (miała wtedy dwa lub trzy lata) obawiała się złego humoru u innych. Dziś stała się tego świadoma. Zaczęła powtarzać wielokrotnie „Przykro mi” i „Kocham Cię” do tej małej Roswithy z dzieciństwa. Po chwili było jej już lżej na sercu. W końcu musiała się roześmiać perliście, ponieważ poczuła wyzwalającą radość. „I wiesz co?”, opowiadała mi, „w gruncie rzeczy powinnam być wdzięczna tej byłej pracownicy. Uważałam ją za „złą” i za utrapienie. Ale to ona była „wyzwalaczem”, dzięki , któremu mogłam uzdrowić tę sytuację w sobie. Specjalnie odwiedziłam jeszcze troje ludzi, których nastroju zawsze się bałam i wyobraź sobie, nie robiło to już na mnie żadnego wrażenia…”. Ponieważ tak bardzo była zachwycona sukcesem osiągniętym przy użyciu tej techniki samouzdrawiania, przy następnym przeziębieniu przeszła w myślach przez całe swoje ciało. Wszędzie, gdzie poczuła, że coś ją blokuje, boli, albo wyczuwa coś nieprzyjemnego, pytała tej części ciała: „Dlaczego się tak czujesz? Co chcesz mi powiedzieć?”. Dawniej, mówiła, nigdy by nie wpadła na odpowiedź. Ale od czasu, gdy zaczęła stosować technikę podwójnego zrozumienia, wczuwanie się stało się jej drugą naturą. Z miesiąca na miesiąc było to dla niej łatwiejsze. W ten sposób leczy swoje przeziębienia metodą „za jednym zamachem”, wczuwając się w blokadę energii swoich organów i odblokowując je wielokrotnym „Przykro mi”, „Dziękuję Ci” i „Kocham Cię”. Zasypia dopiero wtedy, gdy ciało jest całkowicie rozluźnione. Obudziwszy się następnego poranka stwierdza, że przeziębienie znikło całkowicie – opowiadała dumna podczas spotkania.
Kto patrzy tylko na zewnątrz, śni. Kto zwraca się ku swojemu wnętrzu, budzi się.
C.G JUNG
„Technika serca” nazywana między nami jest także „techniką Manfreda”, ponieważ jest ona jego ulubioną techniką, podczas gdy Barbel preferuje technikę podwójnego zrozumienia. Technika serca jest dość pierwotna i całkiem prosta. To, co jest twoim problemem powinieneś(aś) przyjąć do serca i powiedzieć:
„To, co wywołało ten problem musi mieć do czynienia ze mną. Kocham i dziękuję tej części mnie, która spowodowała ten problem. Daję jej całą mą miłość”.
Powtarzam to tak długo, aż problem rozpłynie się w powietrzu. A przede wszystkim: oddaję się całkowicie uczuciu miłości i odczuwam, jakie uczucie pojawia się podczas tej medytacji i ćwiczenia. Wtedy oddaję się także temu uczuciu i przekazuję mu całą mą miłość. To już wszystko. Nie potrzeba zbyt dużo wiedzieć, ale trzeba dużo odczuwać.
Interesujące jest też powtarzanie przez cały dzień, niczym mantry, „Kocham, kocham, kocham to, i kocham tamto. Kocham wszystko, co się mi przydarza. Kocham swój problem”. To jeden z wariantów rady Barbel z „Kosmicznych zamówień”: „Pokój niech będzie z Tobą”.
Mniej więcej rok temu dotarłem do punktu w którym stwierdziłem: prawda musi być prosta! Technika Ho’oponopono jest prosta: ja „to” stworzyłem, więc mogę „to” też zmienić. Pytanie za sto punktów brzmi: Jak oddać się uczuciu miłości? Jak dotrzeć do swojego serca? Im częściej do tego serca docieram, tym mocniej działa ta technika. I wtedy zamówienia są realizowane najlepiej. Dlatego właśnie uważamy tę technikę za „Kosmiczne zamówienie dla zaawansowanych”, ponieważ wymaga ona gotowości, prawdziwego spojrzenia w głąb siebie i nawiązania kontaktu ze swoim sercem. W gruncie rzeczy możesz stosować tę metodę, którą lubisz. Możesz medytować. Możesz śpiewać. Możesz zapalić płomień w swoim sercu lub położyć na nim dłonie. Możesz ćwiczyć w grupie lub sam. Oczywiście, będziesz mile widziany(a) na naszych spotkaniach. Ćwiczenia we wczuwaniu się i przeżywaniu są przy tym bardzo ważnym elementem.
Jeszcze coś ważnego: niedawno mieliśmy seminarium poświęcone radości życia, gdzie prezentowałam technikę serca. Pewien mężczyzna wyznał mi całkiem zdenerwowany: „Nie umiem tego, nie wiem w ogóle, jak dotrzeć do serca. Na pewno muszę jeszcze długo ćwiczyć, zanim cokolwiek będę umieć”. Ponownie pojawił się w nas „Przeszkadzacz” który myślał tak: „Nie próbuj tego, przecież tego nie potrafisz. Zostaw to w spokoju, to nie będziesz rozczarowany”. Jeżeli obawiam się: „Nie umiem tego, nie będę tego umieć, muszę najpierw ukończyć dziesięć kursów, potrzebuje kogoś, kto mi pomoże” itd. – wtedy tak właśnie w moim świecie będzie. Nie zacznę od techniki serca, ponieważ przecież jej nie znam. Przynajmniej tak sądzę. Ale mężczyźnie można pomóc. Jedno jest pewne: im więcej przyjmę do serca, tym lepiej zadziała ta technika, ponieważ siła jej działania jest większa. Ale: ona funkcjonuje już doskonale zanim mam jakikolwiek plan dotarcia do serca. Działa też bez tej „energii serca” – a mianowicie dlatego, że w zasadzie wystarczy pozbyć się „energii odrzucenia”, a co za tym idzie, walki i oporu. Jeżeli drgam na linii zerowej, gdzie ani nie kocham, ani nie walczę, już osiągnąłem stan niewyobrażalnych możliwości. To, co mi sprawia w moim życiu najwięcej problemów, to odrzucenie, walka, bycie przeciw. Problemy w świecie zewnętrznym sprawia moja wojownicza energia. Jeżeli spowoduję, przez samo zdanie „Kocham tę część mnie, która stworzyła ten problem”, że uda mi się odejść od odrzucenia, wszystko będzie możliwe. To wystarczy do przemiany.
Dlaczego tak jest? Moim zdaniem jest tak dlatego, że miłość, tak czy inaczej jest zawsze, także na tej „zerowej linii”. Miłość działa zawsze – albo działałaby, gdybym jej na to pozwolił… jeżeli odrzucam i walczę, to się nie uda: walczę wtedy przeciwko temu, co jest. Ale to, co jest, jest przecież „jakąś” miłością, nawet, jeżeli trudno w to uwierzyć, a także, niekiedy trudno to rozpoznać.
Ty i ja: jesteśmy jednością. i\ Nie mogą Cię zranić, nie raniąc przy tym siebie.
MAHATMA CANDHI
Uczestnik małej grupy opowiadał podczas spotkania o konkurencie, który od niemal dziesięciu lat sprawiał mu trudności, wykorzystując każdą nadarzającą się do tego okazję. Technika podwójnego zrozumienia dała połowiczne rezultaty: potrafił sobie wprawdzie wyobrazić motywy działania innych, ale uczucie zdenerwowania praktycznie nie znikło. Frustracja tkwiła w nim zbyt głęboko. Spróbowaliśmy zatem techniki wołania o miłość: „Wyobraź sobie, że zachowanie Twojego konkurenta jest ukrytym wołaniem o miłość”. Pełne zmieszanie. Przez kilka chwil wczuwał się w siebie i nic nie mówił. Nagle zaczął się uśmiechać: „Jeżeli wyobrażę sobie, że to ma być wołanie o miłość, wtedy całkowicie przestaję się go bać. Sądzę, że moja złość jest wyrazem tego, że czułem się zagrożony jego zachowaniem. Jeżeli to wołanie o miłość, wtedy to on jest słaby, a nie ja. To zmienia wszystko”. Wspólnie zastanawialiśmy się, jak nasz znajomy może dyskretnie odpowiedzieć na to wołanie o miłość. Ułożyliśmy sobie w myślach tekst i następnego dnia zadzwonił on do swojego konkurenta […]
Chodzi jednak o to, że pozostajesz otwarty(a) na niespodzianki i zamiast konkretnych wydarzeń zamawiasz raczej jakość i życzenia uczuć (np. żebyś czuł(a) się żywy(a), radosny(a), związany), zakochany(a), mądry(a), świadomy(a), rzutki(a) itp.). W ten sposób pozwalasz wszechświatowi dostarczać Ci o wiele więcej możliwości. Poza tym, masz więcej zabawy, ponieważ częściej jesteś zaskakiwany(a) i wszystko jawi Ci się jako wielki cud, w którym zawarte jest wszystko razem. Przykładem zamówień fazy 5. jest dokonane przez nas zamówienie jeża. To była drobnostka, ale jest pięknym przykładem na to, że realizacje zamówień były o wiele lepsze, niż gdyby wszystko poszło zgodnie z planem. W pewnym katalogu znaleźliśmy tzw. „norkę dla jeży” oraz „domek ślimaka dla jeża”. Były to schronienia dla zagrożonych wymarciem gatunków jeży wykonane z ceramiki z dodatkiem szamotu. Chciałem za wszelką cenę kupić taką rzecz do naszego ogrodu, ale od dawna mi się to nie udawało. Płynięcie zgodnie z prądem swojej energii życiowej oznacza jednak, by nie działać w stresie lub uporczywie się czegoś domagać, ale zaufać, że w odpowiednim czasie pojawi się to w naszym życiu i będzie to najodpowiedniejsza pora.
PS: Jak zwykle, także tę książkę rozumiemy jako inspirację, a nie jako pouczenie. Dlatego uważamy za całkiem oczywiste, że inni ludzie mogą mieć raz bardziej, a raz mniej odbiegające od naszego wyobrażenia rzeczywistości i być może tylko częściowo, lub nawet w ogóle, nie będą mogli zastosować technik, jakie opisaliśmy. Ale to nie jest problem. Kto zaprzecza, ten też zostanie „hopnięty”. (Czy to nie jest jasne? Ponieważ mogę „hopnąć” tylko mój własny udział, mogę co najwyżej „hopnąć” swoje opory). A jeżeli uważasz, że piszemy głupoty, „hopnij” nas, my Ciebie, my nas wszystkich – i będziemy podążać dalej tą drogą, aż cały świat znów poczuje się przyłączony do kosmicznej jedności, ponieważ my przywróciliśmy jedność w nas samych.
Życzymy Ci MIŁOŚCI, POKOJU I HARMONII.