Najbardziej chyba żałosny jest chyba talent prezentera, konferansjera, itd. Jest to osoba, od której wymaga się mówienia na czas – czyli dużo , sensacyjnie i o wszystkim i o niczym; wiecznej afirmacji ludzi i sytuacji( jako produktów) i częstego używania przedrostka” NAJ”
Wyjątkiem jest Bałtroczyk, dlatego ,że jego mowa, słowa i sposób narracji są doskonale powiązane…. a on tak cudnie potrafi się śmiać z Siebie. Dlatego najżałośniejsi są prezenterzy nie potrafiący się śmiać z siebie…Haha …. a kto z nas nie jest życiowym prezenterem
Co z tą mową potoczną? Poco ona komu, na co – ot wiadomo – ku komunikacji. Ta taka Orwelowska( choć on ją – a może nawet nie jako pierwszy – nazwał) nowomowa z ” 1984″ roku, jeśli ktos zna. Polegała ona na tym, aby ograniczyć ilość słów do jakiegos tam wymaganego przez system( przyp. totalitarny) – w celu łatwego sterowania ludźmi. Okazuje się, że nie trzeba już nawet totalitaryzmu. Ludzie sami się samookreślają: na mądrych i głupich, oczytanych i nieoczytamych, na twardzieli i slabeuszy( w tym przypadku oba antonimy sa „fe”). Powód tego stanu rzeczy: lenistwo. Owszem istnieje twórczość podwórkowa, więzienna, ” młodzieżowa” – och jak nie lubię tej grypseriady. Zauważcie( chyba ,że część z Was od razu chce mnie zlińczować – OK – nadstawiam drugi policzek) jak brzmią te słowa – ” nara”, „Cze…” i tysiące innych . Świetnie ,że język się rozwija – po to jest. Ale jakim przeobrażeniom on ulega – w co się zamienia – w formę jakichś głupawych skrótów, – tak więc sprzyja wygodnictwu, głupocie często, etc. ale nie o tym do końca chciałem … Pominę też debiliadę w związku z brakiem używania polskich znaków, czy ( o zmoro) autouzupełnianiem wyrazówi i zdań w komórkach.
Głównie chodziło by mi o poruszenie pojęcia brzmieniowości i mocy słów pewnych. Przecież mamy ich kilkanaście, może więcej tysięcy. Po co i jak one powstawaly – po to żeby
1/ nazywać
2/ doprercyzowywać
3/ służyć komunikacji
Nie jestem językoznawcą – bo o tym każdy może poczytać w odpowiednich publikacjach.
Jako zawodowy esteta( bo przyszło mi być artystą) mogę tylko poruszyć temat właśnie brzmieniowości. Jak minimalizacja słowinictwa( W angielskim często co drugi wyraz można wstawić” Fuckin'”) jest niebezpiecnza – tak próba zwiększania na siłę jego objętości oznacza oczywiście , że pewnych rzeczy nie da się dookreślić.
Zdaję sobie sprawę z tego, że język hawajski posługuje się 12 literami, etc. a jednak wyksztalcił
system, który nas wszystkich tak bardzo tu zajmuje, ale jako Polacy mamy do dyspozycji piękne narzędzie do budowania innych światów wyobrażonych, bądź istniejących. Ja osobiście staram się każde słowo ważyć – tzn . być w tym słowie, kiedy je wypowiadam. Staram się unikac komunałów, używam ich tylko w interakcji z osobami posługującymi się tylko komunałami( czyli niemyślącymi).
Na codzień jestem raczej małomówny – wychodzę z założenia – ,że każde słowo , które chcemy wypowiedzieć powinno mieć swoją wagę. Mozna je wypowiedzieć często, jako pojedyńczy wyraz,
ale osadzony w odpowiednim miejscu akcji życia, miejsca i sytuacji będzie – stanie się słowem mocy. No i oczywiście cos , co najważniejsze – to intencja i bycie tu i teraz , wypowiadając słowo.
Drugą rzeczą jest mówienie tylko zdań ważnych, koniecznych i pięknych, jeżeli ta ” przeżyta” kategoria esteczyczna kogoś jeszcze kręci – mnie tak
Z moich piszących oblubieńców, to m. in: Leśmian, Andrzej Żuławski(erudyta), K.Vonnegut, setki innych i pisząca tutaj kiedyś Claire( Laka – bądź dobry”) – dla mnie piękna duchowość (Przy okazji pozdrawiam)
…………. i przepraszam, że taki strasznie nudny i nadąsany jest ten tekst , który powyżej popełniłem, a tak na początku mi dobrze szło
Któryś z wielkich niepolskich pisarzy – pisząc list do przyjaciela – napisał na jego koniec :
” przepraszam, że napisałem ci tak dlugi list, na napisanie krótszego nie miałem czasu”
…Niech wszystkim dzieje się wg ich mniemania
Bohdan