To była naprawdę fatalna noc. Przez ostatnie dwa tygodnie nie mogłam spać z powodu okropnego swędzenia. Ledwo zasnęłam i już się budziłam. Bardzo zmęczona, zdołowana i przeklinałam niesprzyjające gwiazdy.
Jakieś dwa tygodnie temu moja córka przyniosła do domu małego biało-rudego kotka. Miał pasożyty, był brudny, najwyraźniej bezdomny i brakowało mu ciepła i opieki. Rodzina z entuzjazmem zajęła się biednym zwierzątkiem. Wzięliśmy go do weterynarza, który zdiagnozował u niego w żołądku pasożyty oraz grzybicę skóry. Zaczęliśmy go leczyć i nazwaliśmy imieniem „Tibing”.
W ciągu pierwszego tygodnia, kociak głównie spał i wyglądał na bardzo słabego. Wraz z dziećmi przytulaliśmy go nieustannie, próbując napełnić go uczuciem matczynej miłości. Nagle zaczęliśmy drapać się po całym ciele. Kiedy zabrałam Tibinga do weterynarza, natychmiast wykrył świerzbowca – zarówno u kota, jak i u nas.
Dla kogoś nieobytego z medycyną czy weterynarią, powiem, że świerzbowiec jest pasożytem, żyjącym w uszach pewnych zwierząt i powoduje takie swędzenie, że często drapią się one aż do krwi. U ludzi, pasożyt ten wchodzi pod skórę i wydziela jakiś płyn, który dla ciała ludzkiego jest niezwykle toksyczny. Skóra staje się wtedy czerwona i niezwykle swędząca.
Tak więc mieliśmy świerzbowca, tak jak i kot, a weterynarz nie wykrył go podczas naszej pierwszej wizyty. Oczywiście musieliśmy się leczyć. Tibing przestał się drapać po 24 godzinach i on miał z nas najwięcej szczęścia. Dla nas trojga, swędzenie nieco się zmniejszyło, ale tylko po to, aby powrócić z pełną siłą.
Wczoraj udaliśmy się do innego lekarza, aby zastosował inną terapię. A dzisiejszego ranka obudziłam się z myślą, czemu bogowie ukarali mnie w ten sposób? W końcu chciałam tylko zapewnić Tibingowi przytulny dom. Wtedy przypomniałam sobie artykuł Serge’a pt. „Od kogo zależy Twoje szczęście?” Pozwoliłam swędzeniu stać się właścicielem mojego szczęścia i stała się jego niewolnikiem. Uzależniłam swoje szczęście lub nieszczęście od swędzenia i czułam się jako ofiara.
Zdecydowałam więc, że będę szczęśliwa, niezależnie czy ze swędzeniem czy bez niego. Natychmiast ogarnął mnie jednak sceptycyzm. „To zbyt proste” – powiedziałam sobie. „Nie mogę pracować. Czuję się fatalnie i mam PRAWDZIWE powody, aby czuć się w ten sposób.”. Wciąż jednak chciałam być szczęśliwa. Zaczęłam zauważać fakt, że mamy piękny dzień, że mój dom lśnił, a mały Tibing bawił jakimś sznurkiem – to była najsłodsza rzecz, jaką widziałam. Zrobiłam sobie dobrą kawę, usiadłam na kocyku z Tibingiem, pijąc powoli i rozkoszując się każdym łykiem.
A wtedy to się stało: Nagle zauważyłam, że swędzenie odeszło. Uważnie sprawdziłam, czy nie skryło się gdzieś w ciemności, aby znów mnie zaatakować. Czekałam, ale to nie nastąpiło.
Tak, najwyraźniej energia ZAWSZE podąża za uwagą, nawet jeśli swędzenie jest nie do wytrzymania! A od tego czasu, swędzenie nie powróciło.
Christina Bar-Sella
Tekst pochodzi ze strony www.huna.org/
Tłumaczenie – Radosław Aleksanderek, www.transleto.com.pl