Pytający:
Jak dostrzec utajony krytycyzm?
Odpowiadający:
Ogolnie krytycyzm jest wtedy, gdy pojawia sie choc cien uczucia irytacji.
Na poczatku sprawa jest prosta – przykladowo jade samochodem, ktos robi idiotyczny manewr na drodze, wyskakuje wiec z auta, dopadam go, opieprzam od gory do glowy za debilne (moim zdaniem) zachowanie. Krytycyzm jawny w najczystszej postaci. Ok, wyleczam sie z tego.
Jade dalej autem, patrze i widze idote za kolkiem ktory debilizm wyprawia na drodze. Juz nie wyskakuje z auta i nie gonie mu uswiadomic jaki to z niego polglowek lecz pod nosem sobie mamrocze albo do pasazera na fotelu obok krytykuje tamtego kierowce. I jestem zadowolony, ze nie krytykuje :-) Dopiero po jakims czasie dociera do mnie, ze to jednak krytyka, taka sama jak poprzednio, tyle ze sprytniej zamaskowana. Wiec wyleczam sie i z tego.
Jade dalej, widze debila za kierownica wyczyniajacego idiotyzmy na drodze, ale juz nie wyskakuje go opieprzac i uswiadamiac, glosno o tym tez nie mowie, a jedynie zauwazam go i mysle sobie po cichu, jaki to on idiota, a jaki to jestem fajny, ze potrafie sie opanowac i nic nie mowic, nie krytykowac go. Potem dociera do mnie, ze to jednak ciagle ten sam krytycyzm, tylko jeszcze lepiej zamaskowany. Wiec wyleczam sie z tego.
I gdy jade nastepnym razem to juz nie widze zadnego idioty za kolkiem, zadnych debilnych zachowan na drodze, jade, widze inne samochody i kierowcow, swoje postepowanie i zachowanie na drodze dostosowuje do zachowania innych tak by nikomu krzywda sie nie stala, jesli ktos zajezdza mi droge to hamuje i omijam go albo przepuszczam. I jestem w koncu z siebie zadowolony ze krytycyzm poszedl w sina dal, ze zniknal.
Jednak w pewnej chwili pasazer na fotelu obok zauwaza debila za kierownica wyczyniajacego idotyzmy, irytuje sie, najchetniej by wyskoczyl i mu natrzaskal. W tym momencie ja w pelni milosci i wolnosci od krytycyzmu (tak mi sie wtedy wydaje) zwracam uwage pasazerowi, ze nie powinien krytykowac, nie powinien sie wsciekac, ze powinien dostrzec boga w sobie i wszedzie, ze powinien sie uspokoic, nie myslec zle o tamtym, nie dostrzegac go lecz widziec boga wszedzie. Dopiero po jakims czasie dociera do mnie, ze to ciagle ten sam krytycyzm przeze mnie przemawial tylko jeszcze bardziej zamaskowany.
Cala te powyzsza historie moge przelozyc na zycie, jazda samochodem to zycie, pasazer czy inni kierowcy to inni ludzie, ktorzy czasem postepuja nierozsadnie, czasem postepuja – wedlug mnie – zupelnie idiotycznie i sami sobie szkodza.
Jak chce tych ludzi nawracac, uswiadamiac im cos, uczyc ich, mowic im o ich bledach i mozliwych drogach wyjscia, jesli w ogole dostrzegam w nich bledy, jesli zauwazam brak boga czy odejscie od boga to to jest ciagle ten sam krytycyzm, to jest zadna milosc. Jesli choc przez sekunde mysle czy tez wydaje mi sie, ze wiem co jest dobre dla innego czlowieka, dla innej istoty w tej czy innej sytuacji, jesli choc przez sekunde wydaje mi sie, ze wiem jak pomoc innemu czlowiekowi, ze wiem co on powinien zrobic zeby byl bardziej szczesliwy czy blizej boga, to to jest gowno a nie milosc, to jest ciagle krytycyzm, ktory pozwala mi myslec, ze wiem, ze wiem cos lepiej od samej zainteresowanej osoby, ze mam prawo jej cos powiedziec, wskazac.
Nie mam prawa. Pozostaje kochac i tego staram sie ciagle uczyc.
autorzy pragną pozostać anonimowi