Kahuna healing – Uzdrawianie wg Kahunów – (tytuł własny tłumacza) Serge Kahili King
Epilog
Opowiem Wam o czymś, co przeżyłem, a co dzisiaj wydaje mi się być doświadczeniem kogoś innego. Opisałem to wydarzenie krótko po tym, jak miało miejsce i teraz, z perspektywy kilku dość burzliwych lat, jestem prawie zawstydzony żarliwością moich słów oraz nieprawdopodobieństwem tego zdarzenia, a także faktem, że nie wypełniłem przydzielonego mi zadania. Ale to wydarzyło się naprawdę. Ja nadal próbuję spełnić powierzone mi zadanie, a imię Kaula budzi we mnie teraz rodzaj „przyszłego ja”, które pomaga mi pomagać innym. Było to doświadczenie mistyczne w okolicznościach rzeczywistych, takie, które nie może pomóc, ale zmienia życie człowieka.
W pewien sierpniowy weekend 1975 roku wyjechałem z rodziną i przyjaciółmi pod namiot na camping „Szczęśliwy wąwóz” u stóp góry Mt. Able w Parku Narodowym Los Padres. Wieczorem 30 sierpnia cieszyliśmy się jasnością gwiazd i dużą liczbą meteorów, które przelatywały przez niebo. Jednak chłód zmusił nas do schowania się w ciepłych śpiworach.
W środku nocy obudził mnie głos wydobywający się z wnętrza. Spojrzałem na zegarek – była prawie druga nad ranem. Głos kazał mi się ubrać i wyjść na zewnątrz, co zrobiłem bez wahania. Noc była przejrzysta i cieplejsza, niż kiedy kładliśmy się spać. Gwiazdy wydawały się być nawet jaśniejsze, ale nadal nie było księżyca. Powietrze falowało tym szczególnym ruchem fal, który wskazywał na mocne pole mana. Słyszałem odgłos głębokiego brzęczenia, które zdawało się wibrować przez wszystko. Nie było to nic mechanicznego, raczej żyjąca pulsacja. Wewnętrzny głos kazał mi iść wzdłuż drogi do Mt. Able. Zrobiłem to, omijając śpiwory śpiących znajomych. Później dowiedziałem się, że oni także słyszeli brzęczenie, czuli moc w powietrzu i także byli wzywani przez wewnętrzny głos. Jednak ponieważ nie znali terenu wokół, pomyśleli, że rozsądniej będzie pozostać w obozie.
Szedłem dłuższy czas, świadom jedynie brzęczenia i many, dopóki mój głos wewnętrzny nie kazał mi się zatrzymać i usiąść w miejscu z widokiem na dolinę na zachodzie. Kiedy usiadłem, popatrzyłem na gwiazdy, a one poruszały się w wielkich, nieregularnych kołach po całym niebie. Pomrugałem oczami i potrząsnąłem głową, myśląc, że to tylko złudzenie optyczne, ale bez względu na to, w jaki sposób patrzyłem, gwiazdy ruszały się dalej. Wtedy brzęczenie wzmogło się nagle, poczułem mrowienie w całym ciele, a przede mną pojawiła się błyszcząca tęcza, wisząca w powietrzu za krawędzią klifu. W tym samym momencie usłyszałem szmer milionów głosów wokół mnie, a nawet wewnątrz mnie, z gwiazd, powietrza, roślin, ziemi, komórek, molekuł i atomów. Po chwili zorientowałem się, że te wszystkie dźwięki mówiły jedno: przemawiały do mnie, nazywając mnie imieniem inicjacyjnym.
„Kaula, Kaula, wiedz, że JA JESTEM, zawsze, gdziekolwiek, czymkolwiek. JA JESTEM tym nienazwanym wieloma imionami, tym bezdźwięcznym wieloma głosami. Kaula, bądź moim prorokiem, moim wojownikiem Światła, moim emisariuszem, moim dzieckiem Tęczy. Zgromadź moje dzieci i pomóż im doświadczyć Mojej Obecności. Nauczaj Miłości, Kaula, jako, że Miłość jest kluczem do wszystkiego. Miłość jest Ścieżką, Miłość jest Tajemnicą. Nauczaj Miłości, Kaula, i Kochaj Mnie”.
Nie byłem w stanie mówić, wysłałem więc uczucie miłości do całego wszechświata i zostałem zalany strumieniem odwzajemnienia tak wielkim, że wszedłem w stan czystej łaski, bez czasu i bez przestrzeni, w której cała świadoma myśl zniknęła. Byłem sobą, a jednak byłem wszystkim: źdźbłem trawy, wibrującym z niesamowitą wewnętrzną siłą, gdy powoli i nieugięcie odpychałem na bok skałę tysiąckroć cięższą i twardszą niż ja sam, skałą, uwięziony w dziwnym krystalicznym cyklu życiowym dopasowanym do czasu galaktycznego, ptakiem, ciepłym i bezpiecznym pod rozczochranymi piórami, śpiącym i śniącym mój własny sen, którym nie mogłem się podzielić. I byłem drzewem, kojotem, mrówką, domem, kometą, chmurą, całym wszechświatem w jednym czasie i wszystkim na raz. I byłem sobą.
W pewnym momencie zostałem sprowadzony z powrotem do cielesnej świadomości tu i teraz. Nadal trząsłem się w ekstazie. Tęcza zniknęła, głosy ucichły, ale na około siedzieli moi wszyscy nauczyciele, którzy pomagali mi w tym życiu. Był tam mój ziemski ojciec, mając na sobie kostium Srebrnego Koła. Był też Wana Kahili, który zainicjował mnie jako kahunę, M’Bala, szaman z Zachodniej Afryki, Sufi Joe, z Persji, Gordo, czarodziej, Fa Hsien, lama chiński, Ra Ptah, Manea, Lucius, Rufus, Jarod, Naran i inni. Byli tak realni jak ziemia, na której siedziałem i bardzo chciałem ich uściskać, ale czułem, że ta okazja jest zbyt poważna na taki gest. Czułem jednak ich ciepłe myśli na powitanie. Po chwili stało się oczywiste, że na coś czekamy. Wtedy Wana Kahili i mój ojciec, którzy siedzieli na przeciwko mnie, odsunęli się i nagle, pomiędzy nimi, pojawiła się postać w białej szacie z kapturem. Zapadła na chwilę absolutna cisza, postać odrzuciła kaptur i odkryła swoją twarz, tak piękną, że ledwo mogłem na nią patrzeć, a mimo to nie mogłem oderwać od niej oczu. Twarz postaci cały czas zmieniała kształt, narodowość i płeć, utrzymując niezmiennie swój wewnętrzny blask. Każda zmiana twarzy dawała mi wewnętrzny obraz skojarzenia. Postać była stworzycielem Mu, naukowcem z Atlantydy, odkrywcą z Lumanii, Gautamą – Buddą, Mojżeszem na Górze, Jezusem z Nazaretu, prorokiem Muhammedem. Był Pele, Kuan Yin i Marią, Viracochą, Quetzacoatl’em i Kanaloa, w końcu Chrystusem, Oświeconym, Nauczycielem Światła.
Po jakimś czasie postać i moi nauczyciele przemówili jednym głosem, telepatycznie, bezpośrednio do mojego umysłu. Najpierw przypomnieli mi o planie ułożonym wiele ziemskich wieków temu, w którym zgodziłem się brać udział razem z innymi. Następnie przyjrzeli się mojemu obecnemu życiu, od niemowlęctwa, pokazując moje błędy i chwile, gdy zszedłem ze swojej ścieżki, jak również moje inicjacje i sukcesy. Wytknęli moje słabości, pominęli mocne strony i poradzili, jakie kroki podjąć, aby wypełnić swoją misję.
Na koniec potwierdzili, to co wyczytałem na tablicach pamiątkowych na Hawajach i wyjaśnili mi związek z moją misją. Kiedy skończyli, Chrystus wstał i podszedł do mnie rozkładając ręce nad moją głową. Natychmiast poczułem przepływającą we mnie moc, która wypełniała mnie Światłem. Potem On powiedział: „Kaula, bądź namaszczony mocą Ducha Świętego jako jeden z moich księży i proroków New Age. Idź, i nauczaj i pisz w obecności Boga, o znaczeniu i drodze Miłości, o rozległej mocy i potencjale ludzkiego umysłu. Idź i uleczaj chorych na umyśle, ciele i sercu i naucz ich także, jak leczyć samego siebie i innych. Doradzaj, instruuj i otwieraj umysły wszystkich, którzy przychodzą do ciebie, używając tę wiedzę umysłu, materii i energii, która została Ci dana, i przepowiadaj tak, jak jesteś prowadzony przez swoje wewnętrzne światło. Zbuduj świątynie mądrości na lądach tam, gdzie można uczyć i praktykować tą wiedzę, załóż również społeczności, gdzie miłość i wolność zwyciężają. Zgromadź wokół siebie gorliwych uczniów i nauczaj ich i wyświęcaj, aby umieli robić to, co ty. Użyj wszelkich środków dostępnych na tym świecie, aby osiągnąć te cele. Będziesz zawsze prowadzony przez wewnętrzne światło. Twoją drogą jest Huna, nauka Miłości, ścieżka Harmonii na Ziemi i z Ziemią, wiedza uniwersalna. Ty i ci, których prowadzisz będą nazywać siebie Dziećmi Tęczy. Tęcza, gwiazda siedmioramienna i krzyż życia będą symbolami twojej drogi.
Niezliczone są ścieżki do Boga, więc bądź w pokoju ze ścieżkami innych, jako że one, nawet o tym nie wiedząc, podążają ścieżką Huny wtedy, gdy ich ścieżka jest prawdziwa. Zacznij przygotowywać swoich ludzi na czas Wielkiej Emigracji, bo z pewnością rodzaj ludzki już wybrał swoje przeznaczenie, żeby wrócić do gwiazd.
Teraz odejdziemy, ale pozostaniemy w kontakcie z Tobą za pośrednictwem Ducha. Nie mów nikomu o tym, co widziałeś i słyszałeś dopóki nie otrzymasz znaku. Wtedy opowiesz o tym doświadczeniu, zaczniesz zapisywać wiedzę z tablic kamiennych i poświęcisz się wielkiej pracy. I zawsze pamiętaj: Miłość jest kluczem.”
Potem twarz Chrystusa zrobiła się jaśniejsza i znieruchomiała w uśmiechu wspaniałych istot z bardzo daleka, które już widywałem w poprzednich wizjach. Chrystus dotknął palcem czubka mojej głowy i wtedy zemdlałem. Kiedy się obudziłem, byłem sam w zupełnej ciszy. Zaczynało świtać, kiedy wracałem do obozu.”
Z języka angielskiego przełożyła: Aga Wenta
Publikacja za pozwoleniem autora.