Hi’iaka – bądź tutaj – Claire


Duchy przyrody żyją i mają żeńską płeć, posiadają świadomość, gotowe są przychodzić nam z pomocą w czynieniu dobra. Żywioły, reprezentujące je imiona i ich role pochodzą z hawajskiej tradycji szamańskiej.

Hi’iaka

Ukochana siostra PELE, jej imię oznacza „Kochanka”. Przypisana jest zasadzie Manawa. Włada żywiołem wiatru i jej kolorem jest żółty. Jej rola to „posłanniczka”. Patronka hula, żyje zawsze w chwili bieżącej i może być wzywana do zwiększenia aktywności, świadomości i wytrwałości, jak również wtedy, gdy pragniesz powrócić do teraźniejszości kiedy myśli twoje zajmuje przeszłość lub oczekiwania względem przyszłości.


No, teraz jest pięknie. W końcu przerwałam ten marazm, to lenistwo upalnego lata

i posprzątałam to moje nie lubiane mieszkanie. Zajęło mi to bardzo dużo czasu – za dużo.

Już czułam się poirytowana tą bezsensownością ścierania, odkurzania, polerowania, zdejmowania książek z półek, ponownym ustawianiem ich w takim samym, jak poprzednio, porządku. Dlaczego ja nie mam takiej np. pani Marysi, która by przyszła w piątek na cały dzień i wszystko to zrobiła za mnie. I z pewnością zrobiłaby to dokładniej niż ja. Kiedyś, kiedy pracowałam w tzw. biznesie, miałam kupę pieniędzy ale za to ani odrobiny czasu ani siły na sprzątanie. I wtedy pojawiła się taka pani, sprzątała bardzo ładnie i bardzo długo. Po jej wyjściu oddychałam z ulgą, wszystko ustawiałam po swojemu. To był taki imperatyw – żeby jednak mieć jakikolwiek swój udział w tych porządkach.

Ale nie ma pani Hani, nie ma pani Marysi. Jestem ja, spocona, zdyszana i zła. Patrzę na te lśniące podłogi i okna, przez które wdziera się oślepiające słońce i parne powietrze. Idę do siebie poustawiać te wszystkie bibeloty, które nawet ten pokój czynią przytulniejszym i takim bardziej rozpoznawalnym – moim po prostu. Jeszcze po drodze zgarniam z kuchennego stołu wazon z kwiatami, które kupiłam wczoraj, na zakończenie dnia.

Cała ohyda tego pokoju znikła, świat zmieścił się w tych kilku płatkach złocieni. Oczy przykleiły się do żółtych płatków. Matowe, żółte jednakowo. Takie zgrabne. Co też ja miałam zrobić? Nie wiem już, a przecież to coś tak ważne było dla mnie. Idziesz za myślą, przesuwasz nogami, ręce się po coś wyciągają. I nagle te kwiaty; przystanek. Patrzę. Myślałam, tylko jakieś wydarzenie, czyjś list, głos, cokolwiek ludzkiego może zmienić tę moją bierność życia, zachwiać mną i rozbudzić. Ale nie – to właśnie nie człowiek, nie on. Złocienie w szkle. W środku lata. Tak jest dobrze – nikomu nic nie zawdzięczam, sama je kupiłam przecież. A złocienie nie potrzebują mojego zadośćuczynienia – tylko mojego patrzenia.

Siedzę tak, zgarbiona, i wgapiam się w te żółte powierzchnie. Kiedy to patrzyłam tak analitycznie na kwiaty? Rzadko kupuję kwiaty, bo to tak naprawdę smutne jest – to tak jakby sobie samej kupić pierścionek zaręczynowy. Kwiaty przecież nie tylko upiększają tło – one są cudem i pięknem same w sobie. Ja też jestem cudem sama dla siebie. To już nawet nie boli, to stało się powszednie, znane, dobre nawet jakoś.

Udało mi się wyrwać z tego żrącego uzależnienia od czyjejkolwiek miłości i akceptacji. Czy jest lepiej? Samo to „udało się” świadczy o tym, że jest lepiej. Teraz dopiero zaczęłam dostrzegać piękno poza ludźmi. Takie piękno-piękno.

Znaleźć zgodę na swoją samotność. Zgodę w sobie, nie „pogodzenie się”, bo to brzmi jak poddanie się , jak rezygnacja. Ja i rezygnacja? A w życiu!

Nie umiem określić innego celu w życiu moim, jak tylko szukać harmonii wszędzie. A nade wszystko w sobie. Stąd selekcja ludzi. Tak wielu odpadło. Uśmiecham się do nich. Naturalnie, że pogodnie. Mówią „jest sama” z politowaniem. Nie wiedzą, jaki to wyczyn. Jakiej odwagi trzeba na taki stan. Samotność cudem jest. Nawet tango można tańczyć samej. Tylko musisz zamknąć oczy. A wtedy wchodzisz w ten drugi świat. To trochę jeszcze boli. Wspomnienia nie całkiem wyparte. Zamykam powieki na jeden świat, by je otworzyć na drugi. Skaczę sobie po tych światach a one wszystkie moje. Wolę ten przed sobą.

I tak ten drugi mi się wtrąca cichaczem, jak oprych jakiś i warczy na mnie. Ja go kuksańcem w łeb, a on się cofa, umyka na chwilę a potem z tyłu za moją szyję łapie i ściska. Oczy mi wyłażą na wierzch, coraz wyraźniej ten film wstecz widzę, a on wrzeszczy „Powtórka! Powtórka!”. Więc ja go kolanem w klejnoty, ale on chyba ma pancerne, bo żadnej reakcji. Opadam z sił. Jest silny i śmierdzi, ale trzyma mocno. Nie chcę tego zacisku na mojej pamięci. Nie puszcza. Złocienie włażą mi w nozdrza, duszę się, gardło wypełniają obrazy, ciąg przeszłych zdarzeń. Puść, do cholery mać, teraz jest teraz; bo zwymiotuję tamtym światem, tamtym życiem. Tamtą sobą. Na siebie samą. Ale wybrałam złocienie, uczepiłam się oczami tego koloru słońca i ten oprych mnie puścił. Teraz jest znowu teraz. Złocienie są teraz. Za chwilę się wyprostuję, założę piękną nogę na tę drugą, też piękną, i teraz zrobi się jeszcze bardziej teraz. Zaraz sobie przypomnę, po co szły moje nogi i po co wyciągały się moje ręce. Już wiem – po Manawa, po teraz.

Jestem tu, ciągle siedzę z nogą założoną na nogę, przygarbiona, nie wiem jak długo. Ujrzałam swoje odbicie w oknie. Włosy sterczą jak wiecha, oczy jakoś wpadnięte. O nie, ja piękna przecież jestem niesłychanie! I zatrzaskuję powieki, i wciągam nozdrzami ten żółty kolor po samo dno płuc, i jestem już cała żółta, delikatna jak płatki złocienia. Jaką wiadomość, moje żółte źródła uzdrawiania, chcecie mi teraz przesłać? Moje uszy rosną do wymiaru uszów słonia – ale nic, nic kompletnie nie słyszę. Może do innego mojego przewrażliwionego zmysłu przemawiacie? Do wzroku? – Dostrzegam tylko żółtość dookoła mnie i w sobie. Do dotyku? – Aksamit waszych płatków czuję ciągle jeszcze na wargach. Smak? – wsuwam język w środki kwiatów i smakuję wewnętrzną powierzchnię ich płatków. Słodko. Ale nic więcej. Węch? – wy nie pachniecie wcale i to dla mnie jest w porządku.

W końcu nie można mieć WSZYSTKICH talentów. Więc jak mam rozpoznać? Nic, pusto; nic nie czuję. Wstaję więc i otwieram szerzej okno. Wiatr wpada w nagłym porywie i muszę przytrzymać wazonik, żeby się nie wywrócił. I znowu dotykam złocienie, wróciłam do nich. I rozpoznałam – to właśnie chciałyście mi przekazać; wracaj do teraz. I tak jest dobrze, Hi’iaka. Jestem, i tu, i teraz.

Claire