Ciekawy przypadek pewnego jegomościa – Lambar

Żył sobie pewien jegomość. Życie swe wiódł oparte na fali, raz obfitował w radość i dobytek, innymi czasy gościł u niego smutek, żal, jak i znacznie mniejszy dostatek. Można by rzecz – dostatek pozwalający jakoś przeżyć.


Jegomość zaczął dostrzegać różnice pomiędzy tymi okresami swego życia. Czynił usilne starania, aby swe obserwacje przelać na użyteczną wiedzę. Jednak zawsze kończyło się to na chwilowym byciu na wierzchołku fali życia. Te chwile na fali obfitowały w każdego rodzaju dobro. Był to doskonały stan zdrowia, nadmiar energii życiowej oraz nieskrępowana radość do wszystkich objawów świata w około. Był także wtedy i twórczy zapał oraz przypływ środków materialnych. Bycie na fali sprawiało wszelką pomyślność jakiej pragną jegomość, nawet tej, o której jeszcze nie zdążył pomyśleć.

Jednakże każdorazowo, po dłuższym lub krótszym pobycie na fali, następował z niej zjazd, a następnie powtórne poszukiwanie tej czarodziejskiej wręcz wiedzy.
Tak, czarodziejskiej myślał jegomość, ponieważ wydawała się ona magiczna, ponieważ tak lotna, tak nieuchwytna była i choć każdorazowo jegomość myślał, że już ją posiadł, to każdorazowo wpadał w czeluście smutków i zmartwień oddalając się od wierzchołka swojej życiowej fali. Każdorazowo kończyło się to bytowaniem w ciemnych zakamarkach jego egzystencji. Przychodziły wtedy boleści jego jaźni i ciała. Pojawiały się trudne sytuacje międzyludzkie, nieprzewidziane wydarzenia komplikujące odnajdywanie upragnionej drogi na falę. Okresy te wyglądały na pozór jak odciąganie od drogi do upragnionego miejsca. Jednakże każde bytowanie w dołku zawsze ukazywało wyjście, dawało rozwiązania i nowe idee, które jegomość najczęściej potrafił wykorzystać. Działo się tak, ponieważ przeczuwał on, że na tym fizycznym świecie nic nie trwa wiecznie, tak więc dołek prędzej czy później zostanie tam, gdzie jego miejsce, czyli daleko w dole.

I tak wiódł życie bohater tej opowieści. Dni wydawały się płynąć. Mijały miesiące i lata, i przychodziły i odchodziły kolejne życiowe wierzchołki i dołki.
Wiele razy jegomość zasmakował wszechdobrostanu, który wyrażał się w jego życiu w chwilach na fali.
Pewnego normalnego najzwyklejszego dnia nadszedł czas kolejnego opuszczenia szczytu fali. Poranek jegomość przywitał z uśmiechem, jednak krótko po tym nastąpiły drobne wydarzenia, które uśmiech skradły. Jegomość pozwolił sobie wykradać radość z każdą minutą i godziną tego kolejnego dnia schodzenia do dołka.
Gdy zrobiło się późno i przyszła pora na toaletę oraz przytulenie poduszki, wtedy akurat jegomość chował rzeczy do szafy, robiąc ostatnie czynności przed snem. Nie miał już siły szybko i sprawnie wykonywać pracy, jego ruchy były mozolne. Raptem jegomość dostrzegł wolne miejsce w szafie. Pomyślał, że to bardzo duża i pojemna szafa. Pomyślał – to wyjątkowa szafa, tyle rzeczy już w niej pomieściłem i jeszcze nowych mogę nanieść. Jegomość mimochodem uśmiechnął się na tą myśl. Potem przyszła kolejna rzecz, jegomość wyraził wdzięczność dla kolegi, który tą szafę mu zbudował – dzięki ci Stachu za dobrą robotę, to piękna szafa, no i niesamowicie pakowna.

W tym momencie jegomość skończył pakowanie rzeczy w szafie. Wstał i żwawym krokiem udał się do łazienki. Gdy stanął przed lustrem dostrzegł jakąś całkiem inną twarz. Uśmiechnął się, bo jej widok sprawił mu radość. Jeszcze nie taką radość wylewną na zewnątrz, lecz delikatnie tlącą się w jego wnętrzu. Twarz wydała mu się pogodna i miła. Następnie jegomość usadowił się w wannie, odkręcając kran ucieszył się, że leci z niego ciepła woda. W ciszy, w swoim wnętrzu podziękował za ten strumień. I znowu się uśmiechnął, tym razem mocniej. Podczas mycia ciała zauważył, że nie odczuwa już takiego osłabienia i apatii, jak to było przez resztę dnia.
Jegomość rozejrzał się po łazience. Robił to z pewnym skupieniem i z nieukrywaną radością zauważył, że widok rzeczy sprawia mu radość, że wyraża wdzięczność za to co dostrzega. Jegomość spokojnie przenosił swój skupiony wzrok na poszczególne rzeczy. Widok pralki sprawił mu radość, czuł wdzięczność za czyste i pachnące rzeczy, które mógł nosić dzięki wykorzystaniu pralki. Patrząc na miękki ręcznik poczuł się dobrze na wspomnienia, gdy ociera on jego mokre ciało i mimochodem w ciszy swojego wnętrza podziękował, wyraził wdzięczność swoimi uczuciami.

Po kilku takich obserwacjach jegomość czym prędzej skończył toaletę i przespacerował się po mieszkaniu. Jego wzrok przenosił się kolejno na każdą rzecz, która stała po drodze. Każdorazowo jegomość z pełną świadomością i nieskrępowaną radością mówił „dziękuję” i dodawał coś, za co jest wdzięczny w nawiązaniu do rzeczy której to właśnie dziękował. I tak podziękował żaluzjom, że chronią przed ostrym słońcem za dnia, a wieczorem przed wzrokiem wścibskich obserwatorów. Podziękował lampce w rogu pokoju, że daje ciepłe i delikatne światło. Podziękował dużej ławie, że jest pojemna i bardzo praktyczna. Podziękował narożnikowi, że jest wygodny i przestronny. Podziękował dywanikowi, że można na nim bawić się z córą i żoną. Podziękował telefonowi, że tyle miłych rozmów dzięki niemu wykonał.

I tak jegomość dziękował bez opamiętania, aż zamieniło się to w jedną radosną pieśń dziękczynną. Jegomość nie był w stanie przestać. Wyrażanie wdzięczności sprawiało mu tak wiele radości, że zapomniał o dołku. Zapomniał o nim, bo właśnie niezauważalnie wskoczył na swoją falę, do której każdorazowo zmierzał wychodząc ze swoich dołków.

Wnętrze jegomościa wyrażało wdzięczność, radość, pewność i spokój. Można by to opisać innymi słowami jako przejaw miłości do wszystkiego co doświadczył i doświadcza.
Jegomość zwiedził prawie całe mieszkanie, dziękując w duchu i uśmiechając się, aż w pewnej chwili wyrwało mu się na głos: dziękuję dziękuję dziękuję…
Prawie tańczył wymawiając w kółko bez opamiętania te słowa. Gdy skończył, stanął jak porażony piorunem. Zrozumiał, że ponownie jest na swojej upragnionej fali. Zrozumiał także, że nie potrzeba do tego wiele. Ogarnął go spokój, a zasypiając dziękował dalej. Dziękował także ze swoje dołki, za osoby które go skrzywdziły, za swoje potknięcia i błędy, za niewłaściwe zachowanie, za kłopoty i porażki.
Nie było miejsca na ocenianie, na kategoryzowanie ani na jakąkolwiek wybiórczość. Jegomość wyrażał wdzięczność śląc radość i spokój do wszystkiego czego doświadczył, do każdej osoby i rzeczy która przyszła mu do głowy. Wszyscy i wszystko co wyłaniało się z otchłani jego pamięci, zostało oblane uczuciem wdzięczności. Wdzięczności, która jest radością i spokojem, jest ukojeniem i wybaczeniem, jest zrozumieniem i akceptacją. Tak właśnie czuł jegomość mówiąc proste słowo – dziękuję.

Budząc się następnego dnia jegomość otworzył oczy, a odczuwając spokój i radość zastanawiał się czy to był sen to, co mu w uszach jeszcze dźwięczało. A było to wyrażenie wdzięczności, które niosło całe spektrum uczuć z tym związanych – radości, spokoju, pewności, wdzięczności, uznania, akceptacji. Chciał się uszczypnąć, lecz pomyślał, że w snach przecież też może się uszczypnąć, więc może inaczej to sprawdzić. Jeszcze nigdy nie śnił długiego i pogodnego snu, stąd też przyszła mu do głowy myśl, aby zacząć robić swoje, to co zawsze za dnia czynił, a w międzyczasie wyrażać wdzięczność i obserwować jak długo utrzyma się na fali.
Gdy wyszedł na ulice jego oczy zaczęły śpiewać tą pieść, którą dnia poprzedniego rozpalił w sobie. Na cokolwiek nie spojrzał, z kimkolwiek nie miał do czynienia, wyrażał wdzięczność i radość. Dostrzegał piękno i pozytywne cechy. Dostrzegał po prostu dobro.

Kolejne dni upływały na lekkim kołysaniu. Jegomość utrzymywał się na swojej fali, a gdy następowały zwroty jego nastroju, które wyrażały się spadkiem radości, uznania i wdzięczności do otoczenia, wtedy starał się dziękować w duchu za cokolwiek co znalazło się w jego otoczeniu. Dziękował za cokolwiek co przyszło mu pierwsze na myśl. Doszło do tego, że proces ten jegomość nazwał „bombardowanie wdzięcznością” i kilka razy na dzień, nawet będąc na szczycie fali, przeprowadzał świadome celowe bombardowanie.
W ten sposób kolejne dni upływały jegomościowi zupełnie inaczej niż jego poprzednie dni, miesiące i lata. W dalszym ciągu jegomość wiódł życie oparte na fali, jednakże teraz jego dołki były znacznie znacznie mniejsze.

I jegomość z uśmiechem na twarzy zapytał samego siebie – Czy to już będzie ostatnia wielka fala?
I jeszcze bardziej uśmiechnął się myśląc, że to nie ma żadnego znaczenia, bo przypomniał sobie jak łatwy jest sposób powrotu na falę.

Lambar