Bajki dwie – o Ho’oponopono i innych modlitwach – Zeb12

Robię rzecz dziwną – wrzucam na publicznego bloga duży prywatny list.
Zazwyczaj taka prywatna korespondencja nie jest zrozumiała gdy wyrwana z kontekstu rozmowy dwóch konkretnych osób.
Określony język, określony uzgodniony system pojęciowy – tego wszystkiego nie da się tak łatwo przenieść do publicznego artykułu.
Przykładowo – określenie 'ego’. Używane i nadużywane często gęsto, rozumiane zupełnie różnie zależnie od kontekstu i rozmówców.
Albo uwagi o modlitwie Ho’oponopono, które pewnikiem wyrwane z kontekstu konkretnej rozmowy i uogólnione mogą prowadzić do dziwacznych opacznych wniosków.
Albo Anioły albo opisana interpretacja walki dobra ze złem ze świata przedstawianego w amerykańskich filmach.
Ale mimo to publikuję ten list bo sądzę, że może być pomocny niektórym osobom.


W ogólności, tekst ten może się przydać tym, którzy stosują jakąś formę modlitwy w swoim życiu i mają wątpliwości co do skuteczności tej modlitwy albo do tego, czy modlą się 'dobrze’ albo są przekonani, że modlitwa nie daje żadnych efektów. A w szczególności tym, którzy stosując modlitwę Ho’oponopono próbują od czegoś w swoim życiu się uwolnić, na przykład od choroby jak rak.

I jak zwykle na samym końcu jest krótkie podsumowanie, gdyby ktoś był zainteresowany kwintesencją treści całego tekstu ale nie chciał ryzykować czytania tego dłuuuuugośniaka icon_smile

Poniżej dwie bajki.
Pierwsza w wersji ego.
Druga w wersji miłości.

Zobacz, jak wersja ego jest postawioną na głowie i poprzestawianą wersją miłościowej bajki.
Zauważ, że świat zna i stosuje właśnie wersję ego.
Zauważ, jak Ty sama często stosujesz wersję ego.
Zauważ i bądź tego świadoma.

Bajka ego.
Jest świat.
W tym świecie król.

I król zachorował i grozi mu śmierć.
Tylko żywa woda może go uratować.
Ta żywa woda ukryta jest za siedmioma górami, za siedmioma morzami, strzeżona przez potwory.
Nikt jeszcze tam nie dotarł i nie wrócił – tysiąc niebezpieczeństw po drodze czyha.
A na dodatek, jeśli śmiałek obejrzy się za siebie, natychmiast zmienia się w kamień.
Oczywiście syn króla wyrusza w drogę, stawia czoła tysiącu niebezpieczeństw,
toczy setki walk, i cały czas pilnuje siebie by nie obejrzeć się ani razu.
W końcu strudzony dociera do źródełka żywej wody, nabiera jej, przywozi królowi, król zdrowieje.
Bajka kończy się szczęśliwie (według ego).
Koniec bajki ego.

Powyższa bajka przedstawia świat, jakim widzi i rozumie go ego.
Świat walki, tysiąca przeciwności, świat w którym trzeba włożyć wiele wysiłku w osiągnięcie celu.
Świat, w którym trzeba non stop pilnować się, by się nie obejrzeć.
To ostatnie jest zwłaszcza istotne – pilnuj się nieustatnie, byś się nie obejrzała, bo jak się obejrzysz zamienisz się w kamień, natychmiast.
Patrz na siebie nieustatnie, oceniaj, abyś się nie obejrzała, bo wtedy nie ma przebacz.
Nie ma znaczenia, że przebyłaś tysiąc mil, że jesteś już u kresu drogi – liczy się tylko ten jeden błąd, obejrzenie się.

Jak popełnisz ten błąd, obejrzysz się, to wszystko inne przestaje być ważne, przestaje się liczyć co zrobiłaś wcześniej,
istotne jest tylko i wyłącznie to, że się obejrzałaś. Obejrzałaś się – to zamieniasz się w kamień. Nie ma przebaczenia, nie ma wyjątków.

Można to trochę bardziej uogólnić, by pokazać jak to się realizuje w świecie.
Na przykład doktryna grzechu. Mówi, że jeśli popełniłaś grzech, to go popełniłaś i już.
Jest zapisany na Twoim koncie. Nie ma znaczenia, że wcześniej byłaś tysiące razy dobra,
ma znaczenie, że ten jeden raz popełniłaś grzech. Jedno przewinienie. Grzech zostaje odnotowany, zapisany,
jest ważniejszy niż wszelkie dobro jakie wcześniej uczyniłaś. Widnieje na Twoim koncie.
Jeśli zgrzeszyłaś, zawiniłaś – ponosisz za to odpowiedzialność, ponosisz tego konsekwencje.
Przeróżne – poczucie winy, a w konsekwencji choroba. Może nawet śmierć. Jeden grzech…

I są ludki, które czują, że popełniły grzech. Nie musi to być grzech przez wielkie G. Wystarczy małe przewinienie.
Wystarczy jedna sprawa, o której myślisz, że zrobiłaś ją nie tak jak trzeba i już czujesz się winna.
Nie pamiętasz o setce cudownych spraw, które zrobiłaś – zwracasz uwagę na to jedno przewinienie.
Zapominasz wręcz o tym całym dobru, które uczyniłaś, i pamiętasz tylko o tym jednym przewinieniu.
Wiesz, że to jedno przewinienie już zostało zapisane na Twoim koncie i że tam będzie trwało na wieki.
Więc po prostu stwierdzasz, że Ci wszystko jedno, że jeden grzech czy pięć grzechów to już różnicy nie robi,

i tak jesteś skreślona, na straconej pozycji, nie ma możliwości by się oczyścić. Przez ten jeden grzech.
I brniesz w dalsze przewinienia, czując, że to już i tak nie ma znaczenia, bo nadziei i powrotu nie ma.
Jeden grzech, sto grzechów – tak czy siak przerąbane.
Przebyłaś tysiące mil, stoczyłaś setki walk, byłaś prawie u celu, u źródła żywej wody, ale obejrzałaś się, jeden jedyny raz.
I zamieniłaś się w kamień, to jedno obejrzenie się przekreśliło wszystko inne.

Świat ego – bólu, cierpienia, nieustannego oceniania się i karania, świat w którym liczą się przewinienia,
a jedno przewinienie przekreśla wszystko. Dla ego albo jesteś niewinna albo jesteś winna. I jeśli popełniłaś
choć jeden błąd, jedno przewinienie, jesteś winna i tego nie zmienisz, nie odkręcisz.

A teraz przechodzimy do świata miłości.
Bajka miłości jest krótka i prosta.
Jesteś miłością. Kropka. Jeśli przez chwilę, jeśli choć przez jedną chwilę uświadomisz sobie to, jeśli choć na jedną setną sekundy dopuścisz do siebie świadomość tego, że jesteś stworzona przez Miłość i jesteś Miłością, to miłość natychmiast rozpływa się po Twoim świecie i opromienia wszystko. Nie ma znaczenia co robiłaś wcześniej, jak długo błądziłaś.
Wystarczy jedna setna sekudny, jedna mała chwila uświadomienia sobie, że jesteś Miłością, by miłość zaczęła rządzić.
By zniknęło ciepienie, śmierć, ból, walka.

Gdyby chory król leżąc na łożu śmierci choć na jedną chwilę dopuścił do siebie świadomość, że jest Miłością bo stworzyło go Źródło Miłości, wyzdrowiałby natychmiast. Żaden syn nigdzie nie musiałby podążać bo źródło wody życia jest w królu.
Wystarczy tylko to sobie uświadomić. Jedno uświadomienie sobie wystarcza, by miłość wstąpiła i zaczęła działać.
Tylko tyle.
Koniec bajki.

I podsumowanie – ego jest świadome, że jest Miłość. Nie rozumie jej, boi się jej panicznie.
Ego wie, że wystarczy jedna chwila nieuwagi, byś sobie uświadomiła, że jesteś Miłością.
I wtedy ono zniknęłoby, rozpłynęłoby się w falach miłości, w każdym razie przestałabyś go słuchać.
Dlatego ego wie, że musi się non stop pilnować. Wie, że musi w każdej chwili oceniać siebie i świat i wszystko.
Oceniać, porównywać, wyciągać wnioski.
To jest bardzo męczące i wyczerpujące i pochłania mnóstwo energii i zjada całą radość.
Ale ego wie, że musi to robić, bo inaczej zginie.
Ego wie, że musi cały czas się pilnować, by nie dopuścić ani na chwilę świadomości miłości.
Ale żebyś słuchała ego, żebyś się pilnowała, ego przekręca fakty, stawia bajkę do góry nogami.
I jesteś przekonana, że musisz cały czas się pilnować, bo jak przestaniesz choć na chwilkę, to się zamienisz w kamień.

Ego mówi, że musisz walczyć, musisz zdążać dokądś, pokonywać przeszkody.
Mówi, że musisz cały czas się pilnować i ani razu nie możesz się obejrzeć.
Bo zamienisz się w kamień, będziesz stracona, bezpowrotnie.
Nieustanne napięcie, planowanie, analizowanie, porównywanie i wyciąganie wniosków, posiadanie zdania i opinii na każdy temar, istny kołowrotek ciągle i wciąż.

Tak to ego przekręca Prawdę, wypacza ją i przeinterpretowuje.
Takie zabiegi są potrzebne, byśmy mogli wierzyć w świat ego i w nim żyć.
Bo gdybyśmy choć na chwilę sobie uświadomili Prawdę, to obśmialibyśmy tę bajkę ego z góry na dół w radosnym uwalniającym rechocie.
A potem zdjęli zbroję, złożyli broń, i zamiast zmierzać dalej ku następnym potworom i walkom by szukać źródła wody życia,
po prostu rozejrzelibyśmy się dookoła, zobaczyli jak pięknie i spokojnie, i zostalibyśmy tam gdzie jesteśmy w zachwycie.
I do ojca-króla byśmy zadzwonili, podzielili się swoim uświadomieniem sobie Prawdy.
Na dźwięk naszych słów król również przypomniałby sobie Prawdę, podniósł z łoża śmierci
i wyprawił wielki bal radości icon_smile

> Wiesz, czytam sporo książek o samorozwoju i wydaje mi się, że wiele z tego pamiętam
> ale często się zdarza, że gdy powinnam tą wiedzę wykorzystać w pewnych sytuacjach,

> to nagle ta wiedza gdzieś ulatuje. Ale to jest chyba normalne u początkującego.
> Do mistrza jeszcze mi daleko. Właściwie to nie powinnam stosować tej wiedzy ale poprostu
> żyć wedlug niej i często mi się to udaje ale , jak widzisz nie zawsze.

hi hi
zobacz, opowiadasz mi bajkę w wersji ego
piszesz, że Ci do mistrza daleko – do źródła daleko
piszesz o tych chwilach, w których nie stosujesz wiedzy – czyli zauważasz te momenty,
w których się obróciłaś i spojrzałaś wstecz i myślisz, że to sprawiło, że zmieniłaś w kamień
a tymczasem, prawda jest taka, że zupełnie nie zwracasz uwagi na to, jak bardzo wiedzę już stosujesz
nawet nie jesteś świadoma, jak bardzo jesteś Miłością
nie widzisz tego tysiąca mil za Tobą
widzisz tylko tę jedną chwilę, w której obejrzałaś się za siebie, i myślisz, że stałaś się kamieniem
to przesłania Ci zupełnie świadomość, że przebyłaś 1000 mil i wiele się nauczyłaś
zaufaj, że jesteś Miłością
nie potrzebujesz się pilnować by wyrażać Miłość

nie potrzebujesz się pilnować, by być szczęśliwa, doświadczać radości i spełnionego życia
jest dokładnie odwrotnie – to ego każde Ci pilnować się i oceniać
to ego każe Ci wyłapywać każdą swoją najmniejszą pomyłkę
ego każe Ci wierzyć, że istotne jest ile razy nie stosowałaś wiedzy
a wszystko po to, byś nie patrzyła na te chwile, gdzie wiedzę stosujesz, nawet nieświadomie
prawda jest taka, że nie mają znaczenia pomyłki
nie ma znaczenia, ile razy nie postępujesz według wiedzy, którą masz
jeśli Ty sama tych chwil nie będziesz notować, to nikt inny na to nie patrzy
nie ma Gdzieś Tam jakiegoś Wielkiego Sędziego, który wyłapuje i zapisuje Twoje błędy
a później z nich rozlicza
nie ma
znaczenie ma za to ten czas, gdy wiedzę stosujesz
wystarczy, że raz uda Ci się wiedzę zastosować
to wystarczy, to się liczy, to jest istotne,
to otwiera drzwi Miłości, i pozwala jej rozlać się w życiu
gdy przestajesz się pilnować nieustatnie, gdy przestajesz dbać o to czy się oglądasz za siebie czy nie
wówczas dostrzegasz, że Miłość już płynie, ogromną rzeką, a Ty unosisz się na jej falach,

nie czując tego nawet, bo Miłość jest niesłychanie łagodna, do tego nie jest różna do Ciebie,
Ty jesteś Miłością, więc nie możesz czuć czegoś, czym jesteś, bo tym jesteś icon_smile


> Chciałabym tylko napisać o Ho’oponopono
>
> Jak do tej pory miałam tylko 4-5 seanse. Dlaczego?
> Tego właśnie nie rozumiem. Pisanie ankiety przychodzi mi bez problemów ale przy modlitwach zaczyna się górka.
> Po paru minutach modlitwy zaczynam się czyć bardzo zmęczona i senna.
> Tak senna, że litery zaczynają mi przed oczami pływać, zero koncetracji i odlatuję – zasypiam.
> Nie mam na tym kontroli. Budzę się po ok. godzinie (!) I modlę się dalej. Wtedy idzie trochę lepiej
> ale muszę bardzo się pilnować, żeby znowu nie zasnąć. Próbowałam modlić sie na stojąco – ten sam rezultat.

> Naprawdę nie rozumiem tego. Nie ma znaczenia, że jestem wyfonta, wypoczęta.
>

Zaufaj – to, że zaczęłaś robić H. wystarcza, żeby H. działało
Proces H. działa w Twoim życiu
Nie ma znaczenia, czy jakieś sprawy pomijasz w ankiecie czy nie, one zostają włączone w proces H.
Nie ma znaczenia, czy robisz H. codziennie czy nie
Nie ma znaczenia czy zasypiasz w trakcie H. czy jesteś skupiona
H. działa
Nie słuchaj ego, obśmiej ego
To ego mówi 'aby proces H. zadziałał potrzebujesz perfekcyjnie wykonać każdy jego krok, a jedna pomyłka powoduje, że H. nie działa’
To kompletna bzdura!
Ego podpowiada jeszcze 'nie jesteś na tyle mądra by pojąć proces Ho’oponopono, na pewno są momenty, w których robisz coś źle ale o tym nie wiesz,
i nie będziesz po prostu mieć efektów H. nie wiedząc dlaczego’.
Nie słuchaj ego, obśmiej ego
Nikt Ciebie nie ocenia jeśli Ty sama siebie nie oceniasz.

Jeśli potrzebujesz – wyobraź sobie osobowego Boga, Źródło Miłości, który siedzi i spełnia modlitwy Ho’oponopono.
I siedzi sobie to Źródło i czule wyłapuje, kto pomyśli o tym, żeby pomodlić się H. o coś, o uwolnienie czy oczyszczenie z czegoś.
I gdy taki sygnał odbiera, natychmiast modlitwę spełnia. Natychmiast.
Nie patrzy, nie ocenia czy i jak wykonujesz proces H.
Widzi intencję w Twoim sercu, w Twojej duszy, i ją uznaje za wyznacznik Twojej woli

W całym procesie Ho’oponopono według Morrnah Simeony jest jedna fajna rzecz – zostało to opracowane w ten sposób,
by było bardzo przekonywujące dla podświadomości. By nasze wewnętrzne dziecko zainteresowało się i wciągnęło w tę zabawę.
By przyszła zabawa i rozluźnienie, a w efekcie odsunięte na bok zostały podszepty ego,
które mówi 'czy na pewno robisz proces H. dobrze?’
I jeszcze jedna ciekawostka związana z tym zasypianiem.
Być może owo zasypianie jest objawem i dowodem na to, że proces wybaczania uruchamiany przez Ho’oponopo działa u Ciebie natychmiast icon_smile
Gdy śpimy, nasze krytyczne świadome ja jest wyłączone, a wtedy praca oczyszczania może iść pełną parą.
Spójrz to samej modlitwy H. – jest tam w opowieści wprost mowa, że istotka idzie spaaaaać, a w tym czasie odbywa się
rozplątywanie pajęczyny nici aka
bardzo to obrazowe

i być może do Ciebie tak bardzo to przemawia, że zaczynasz modlitwę H. i natychmiast zasypiasz,
żeby pozwolić rozplątać te nici, tak jak opisje to ta sugestywna opowieść w modlitwie
Być może Twoje fontie jest ogromnym powodem do radości, zamiast do samokrytyki icon_smile


> Pomyślałam sobie, że wyniki H. będą napewno mierne.
> Za mało koncentrowałam się na modliwie a zbyt dużo na “nie fontiu” .
>

To co napisałaś to jest kwintesencja ego.
To stwierdzenie wprost z ego.
Ale na szczęście wyniki H. nie zależą od tego, co podpowiada system myślowy ego.

Nie ma znaczenia, czy śpisz czy nie, czy jesteś skupiona czy nie.
Ma znaczenie intencja, to że wierzysz w H. i chcesz je robić.
To wystarczy, by H. działało.
Nie ma znaczenia, że się raz obejrzysz za siebie.
Znaczenie ma, że wyruszyłaś na Wyprawę i zmierzasz do celu.

A więc ignoruj po prostu to, co się dzieje w trakcie procesu H.
Śpisz – to śpij.
Nie masz siły kontunuować – nie zmuszaj się.
Warunki nie pozwalają – nie rób H.
I tak dalej.
Ale noś w sobie intencję H. noś świadomość że taki proces istnieje i że działa.
Jak wielkie koło zamahowe, które tylko od czasu do czasu potrzebujesz popchnąć modlitwą H.
Modlitwa H. ma być radosną zabawą.
Nie oceniaj siebie, nie ma kryteriów dobrze czy źle wykonanej modlitwy H.
[…]
Nie masz czego się obawiać, porzuć wątpliwości, rób proces H. tak jak Ci to wychodzi,

wtedy gdy masz możliwość, to wystarczy, by pojawiały się jego cudowne efekty.
Jednocześnie nie wysilaj się zbytnio w szukaniu tych efektów, bo ego Cię będzie się starało przekonać, że efektów nie ma.
A one są, choć wcale nie musisz ich rozumieć ani widzieć – to znów kwestia filtrów ego.
Zobacz – czy jeśli budzisz się rano, otwierasz oczy i widzisz słońce, to widzisz w tym cud?
Nie.
Czy wiesz, że akurat tej nocy groził Ci udar mózgu, ale Cudowne Niewidzialne Istoty z Archaniołem Rafaelem na czele uzdrowiły Twe ciało.
I obudziłaś się rześka i radosna, cała i zdrowa.
Czy widzisz w tym jakiś cud?
Nie widzisz – bo tak mówi ego, a póki w tym świecie jesteśmy to słuchamy ego bardziej lub mniej.
Tak samo jest z modlitwą H.
Ego będzie chciało widzieć namacalne i dotykalne efekty H.
Inaczej powie, że H. nie działa.
Bo ego panicznie boi się Miłości – i nie chce jej dopuścić za wszelką ceną.
A robi to wykręcając rzeczywistość.
A Ty – po prostu rób swoje icon_smile
Rób H i ufaj, że efekty są, i to potężne.

Jeszcze jeden przykład – budzisz się rano, pijesz kawę, dzień jak codzień.
Czy wydarzył się jakiś cud?
Nie.
Nie wiesz, że terroryści nie zrzucili bomby atomowej na duże miasto, bo efekty modlitw H i innych uniemożliwiły im to.
Tego nie wiesz, bo to się nie wydarzyło.
A co mówi ego?
Ego mówi – nuda, nic się nie dzieje, miłości nie ma, miłość nie działa.
Ego widzi świat tak, jak amerykańskie filmy icon_smile
W tych filmach pojawia się zło i dobro, odbywa się walka, huki wybuchy trzaski, na koniec zło zostaje pokonane i dobro wstaje i otrzepuje się strudzone po walce, wszyscy biją brawo. Wszyscy widzieli spektakularną walkę.
W realnym świecie, w rzeczywistości jest to wszystko znacznie piękniej icon_smile
Żadne zło się nie ma szansy pojawić.
Moc miłości jest tak potężna, że nie ma mowy o żadnej walce.
Żadnej. Walka jest niemożliwa, gdy nic (zło) walczy z wszystkim (miłością).
Gdy pojawia się miłość – zło znika, po prostu, tak jak światło rozprasza ciemność.
Nie ma wodotrysków, nie ma wybuchów, pozornie nic się nie dzieje.

Podsumujmy raz jeszcze.

Najpierw wersja ego, pokręcona odwrócona, brzmi tak:
Gdy coś robisz (na przykład robisz proces H.) i składa się na to sto kroków, to jeśli jeden z tych kroków zrobisz źle, to przekreśla całość (i modlitwa H. nie daje efektów, nie działa).
Albo inaczej, też po egowemu:
Jeśli wędrujesz do źródła wody życia, to prócz walki z przeciwnościami i potworami musisz się cały czas pilnować, żeby się nie obejrzeć. Jak się raz obejrzysz, nawet będąc już o krok od źródła wody życia, to natychmiast zmieniasz się w kamień, nie ma znaczenia jak daleko zaszedłeś i co osiągnąłeś, przegrywasz. Dlatego musisz się pilnować wciąż i w każdej sekundzie, ze wszystkich sił, by się ani razu nie obejrzeć za siebie.

A teraz wersja oryginalna, miłościowo-prawdziwowa. Dobrze widać, jakie zabiegi na tej wersji zrobił system myślowy ego tak, by zamazać i odwrócić sens.
Wersja miłościowa – nie ma znaczenia jak długo błądziłeś, nie ma znaczenia jak wiele razy się myliłeś. Wystarczy, że jeden raz, choć na jedną chwilę uświadomisz sobie obecność Miłości, wtedy Miłość natychmiast wleje się w Twój świat i Twoje życie, i zacznie działać i czynić cuda. Wystarczy jedna chwilka przyzwolenia na miłość, jedna chwilka uświadomienia sobie że jesteś miłością, jeden moment dotknięcia Prawdy, by ta Prawda przyniosła wolność i wyzwolenie.

Przykładowo – nie ma znaczenia, jak wiele chorób ściągnąłeś na swoje ciało. Nie ma znaczenia jak bardzo umartwiłeś swoje ciało, jak wiele bólu sobie zadałeś i cierpenia. W momencie, gdy dopuszczasz do siebie miłość, gdy przestajesz siebie oceniać a zaczynasz siebie kochać, gdy uświadamiasz sobie, że powstałeś z Miłości, wówczas wszelka choroba odchodzi, a ciało staje się pięknym narzędziem umożliwiającym dalsze wyrażanie miłości w świecie.


Notka: Oryginalnie powyższy tekst został opublikowany w prywatnym blogu Zeb12. Na prośbę kilku osób (stałych bywalców tej strony) został on dodatkowo umieszczony w artykułach, aby był łatwiejszy do znalezienia.