Beata Pawlikowska, Wolni od stresu – Lambar

Beata Pawlikowska pięknie opowiada o świecie, o tym jak różnie on wygląda. Bardzo lubię ją oglądać i słuchać, ponieważ ma dar opowiadania, jak na dobrego podróżnika przystało :-)
Wczoraj zrobiła mi taką niespodziankę, że szczękę prawie z ziemi zbierałem. Cudne to było słuchowisko, wspaniale opowiadała, tylko sposób podania tego przez media był masakryczny.

Beata Pawlikowska prowadzi audycje w Radiu ZET – Świat według blondynki. Niestety komercja sprawia, że pomimo ogromnego uroku, ciekawostek i mądrości jakie niesie ta audycja oraz pomimo radości jaką ona sprawia, to nie wysłuchałem jej całej (nie dałem rady) i to był raczej jedyny raz, jaki wysłuchałem prawie całość. A to tylko dzięki temu, że byłem w podróży, jechaliśmy powoli, a dzieci spały jadąc z tyłu, więc była okazja aby wytrzymać to co zaserwowało Radio ZET.

Normalnie nie byłbym w stanie znieść 4 godzin słuchania pseudoprzebojów oraz reklam, które to są od święta przeplatane wypowiedziami pani Beaty. Nie przesadzając audycja wyglądała tak:
od 5 do 10 minut pierdół (muzyki, reklam, wiadomości i innych przeszkadzaczy na które nie miałem ochoty, bo miałem ochotę słuchać audycji) na które to przypadało czasami (nie przesadzam) a z jakieś pół minuty opowiadania redaktorki, czasami znacznie więcej, lecz były takie momenty że trzeba było poczekać ze dwie piosenki, aby usłyszeć 3 zdania prowadzącej.

Drugi minus, który sprawia że audycje pani Beaty w Radiu ZET stają się czymś tylko dla jej gorących wielbicieli (albo wielbicieli tego radia) to fakt, że nie można odsłuchać audycji na jej stronie, czy też na stronie Radia ZET, pomimo że gdzieś tam w opisie mają nawet napisane że fragmenty są do odsłuchania.
Na tej stronie jest opis audycji
http://www.beatapawlikowska.com/diary,list,2993.html

Nie znajdziecie tego co poniżej piszę, bo tego jawnie nie można podać, inaczej ogół popukał by się w czaszki i totalnie podziękował za słuchowisko w Radiu ZET.
A tak to ogół słuchał sobie badziewia radiowego i ukradkiem wchłaniał informacje, które mają rozpalić umysły.

Tak więc była to masakra piękna i mądrości, lecz może właśnie dzięki temu wiele osób wysłuchało tych treści?
Póki co wyjaśniłem jaki to był dla mnie ból słuchać audycji w taki sposób i więcej już pastwić się nie będę nad Radiem ZET. Teraz poleci sama radość :-)

Całość zaczęła się niewinnie i to przykuło moją uwagę, temat – pogadanka o stresie. Drugim zapewne większym lepem (dla mas) była założycielka Zwierciadła (czasopismo).
Pani od Zwierciadła opowiedziała kilka fajności. O tym, że aby przyszło nowe, trzeba stare puścić. Podała przykład z życia wzięty, jak to pracowała nad pewnym projektem chyba z półtora roku, ciężko pracowała i nici. Wciąż pod górkę miała, wszystko szło nie tak. Nie chciała się poddać, ponieważ to dla niej było wielkie marzenie – realizacja tego przedsięwzięcia. W końcu jednak się poddała i odpuściła sobie. I wtedy świat zaczął układać się dla niej pomyślnie. Można powiedzieć że popłynęła z prądem. Wtedy też założyła Zwierciadło.

Innym przykładem było miejsce gdzie zaparkowana stała jej przyczepa campingowa nad morzem (wnioskuję że stała tam przez cały rok). Kobitka myślała sobie tak, że złapała Boga za nogi, bo tak tam pięknie było. Tymczasem została zmuszona do zmiany lokalizacji. Trochę się opierała, bo to miejsce uważała za coś przewyjątkowego, ale w końcu odpuściła i znowu – z prądem poszła i dostała miejsce na przyczepę jeszcze atrakcyjniejsze.

Jakiś czas temu pani ta stworzyła kampanię – Wolni od stresu. I tu wielka ciekawostka. Beata Pawlikowska została ambasadorem tej akcji, czyli mówiąc inaczej – propagatorem.
Właśnie w tym momencie zaczyna się opadanie szczęki. Tamto wcześniej to były smaczki ;-)
Wg mnie akcja ta wygląda tak, że jej założycielka poszła z prądem, dała się unieść i może nie wiedząc dokładniej co, jak, gdzie, po co – uruchomiła maszynerię aby powstała akcja – Wolni od stresu.
Tak przypuszczam, ponieważ to Beata Pawlikowska w swojej audycji wyjaśniła co to takiego ten stres, czyli że to jest coś co w nas się rodzi, zależy to całkowicie od nas, a nie jest to zależne od czegoś z zewnątrz. Nie ma stresu zewnętrznego czy zależnego od czynników zewnętrznych. Za stres odpowiadają nasze poglądy. No i w końcu że te poglądy można zmieniać, a całość może przynieść wiele dobrego.
To jest najważniejsze przesłanie dotyczące stresu i trafia w samo sedno sprawy.

Czyli przykładowo zostałem zwolniony z pracy. Normalnie załamka, stres jak cholera, bo kryzys, bo bezrobocie, bo w mojej wsi czy miasteczku nie ma zakładów pracy, bo bo bo…
Ale mogę na to spojrzeć inaczej, dlaczego zostałem zwolniony? – Szef na mnie nawrzeszczał i wyrzucił bo coś źle zrobiłem.
A dlaczego to coś źle zrobiłem:
– nie miałem umiejętności, wiedzy – to może się podszkolę?
– może zlekceważyłem obowiązki – to będę bardziej sumienny
– może zabrakło mi xyz
fajnie w tym momencie opowiadała to pani Beata pokazując, jak można wyciągnąć wnioski i wyciszyć potok samokrytyki lub żalu w stronę kogoś, kogo uważamy za źródło naszych problemów (czyli stresu).
I na koniec – a może to dobrze że mnie zwolnił, bo skoro wybuchł tak gwałtownie z błahego powodu, to co by potem było?

Także odnośnie pojęcia stresu to Beata Pawlikowska wyłuszczyła co i jak słuchaczom, no i samej organizatorce projektu. Warto tu podkreślić – pomimo że organizatorka nie potrafiła tak cudownie wyjaśnić zagadnienia (delikatnie powiedziane), to jej rola była inna – ona rozpaliła to ognisko, tchnęła w niej radość, poszła za impulsem. To wystarczy, nie musi być ona człowiekiem orkiestrą. Do takich ludzi potem dołączają inni wspaniali i całość nabiera rozpędu.

W tym miejscu moja szczęka jeszcze się trzymała, ale po chwili…
po chwili Beata Pawlikowska opowiada o Wyższym ja!
Czyli o naszym doskonałym ja, o naszym boskim ja, o naszym najwspanialszym doradcy, który zawsze jest i czuwa.
Tu redaktor delikatnie polawirowała słowami (cudownie aby nie zniechęcić ludzi do słuchowiska) sugerując że w kontaktach z wyższym ja można używać imienia – anioł stróż.
Normalnie jak jej słuchałem to czasami jakbym sam ze sobą gadał ;-D

W wielkim skrócie o co chodziło z tym Wyższym ja. Redaktor tak to wyjaśniała, że żyjąc w zgodzie ze sobą samym, to jest żyjąc słuchając Wyższego ja, to jest tak że pamiętamy o nim, zwracamy się do niego i czerpiemy z tego źródła, że pozwalamy aby działało w naszym życiu. To jest płynięcie z prądem – potrafimy słuchać co nam Wyższe ja podpowiada.

Niestety to fale radiowe zaczęły niknąć, radio skrzeczało, chwilę poszukałem innego nadajnika, ale wymiękłem bo maluch właśnie zaczął się budzić, czyli od tego momentu głośniki nadawały inne dźwięki – szlagiery Budzik i fasolki oraz tym podobne :-)

Na koniec dodam 3 grosze. Całość tej pogawędki idealnie pasuje do przesłania które Bashar niesie, akurat tak mi się skojarzyło:

– warunki zewnętrzne nie mają znaczenia, tylko i wyłącznie stan wnętrza ma znaczenie
bo świat jest zwierciadłem, odbija to co w naszych umysłach nosimy
(jak pięknie się zgrało – w audycji wzięła udział założycielka Zwierciadła :-)

– sposobem na zmianę wizerunku w zwierciadle jest zmiana definicji (poglądów)
i tu działamy podobnie jak to Beata Pawlikowska podała – rozdłubujemy problem (coś co nas boli i ogranicza) i wprowadzamy w to miejsce pozytywne coś, coś co nam służy, co niesie jakąś wartość

– wyższe ja jest tym, które inspiruje. Idee i pomysły nie rodzą się w naszej świadomości, tylko w nadświadomości (wyższe ja, boskie ja etc.)
Bashar wyjaśnia, że bazując na tym co obserwujemy nie potrafimy znaleźć najlepszego rozwiązania. Znajdujemy tylko jakieś ograniczone rozwiązania – mniej lub bardziej, które to potem rodzą problemy. A to dlatego, że nie widzimy całości obrazu. Nasza świadomość jest stworzona do obserwacji tego „jak jest”.
Fizyczny umysł jest anteną, która odbiera sygnał a NIE nadaje. Nadawcą sygnału jest wyższa jaźń.
Jeśli nie słuchamy wyższego ja, to nasze działania opierają się na tym co widzimy (a widzimy kawałek całości) oraz na informacjach wcześniej zebranych, które przechowywane są w podświadomości.
A one też są fragmentaryczne. Czyli ze strzępków obrazka próbujemy poskładać całość. To coś jak puzle, tylko że większość nam brak, więc ich układanie potem przypomina bardziej Bazyliszka niż oryginał ;-)

Można też dodać, że całość pięknie komponuje się z przesłaniem Ho’oponopono. Dokładnie o tym samym opowiadają.

Lambar