Źródło stresu i usuwanie oporów – Serge Kahili King, fragment książki Szaman miejski

Nie będę tracił czasu. Źródłem stresu jest to, co ogólnie można nazwać oporem (po hawajsku nazywa się on ku 'e, co oznacza „być oddzielonym”, „stać z boku”). Przejawem naturalnego oporu jest, na przykład, tarcie, które umożliwia nam chodzenie po ziemi, lub siła rozpędu piłki baseballowej, utrzymująca ją na określonym torze, dzięki czemu nie błądzi ona po całej okolicy; naturalne jest również opieranie się przyzwyczajeń i wspomnień próbom wprowadzenia do nich jakichkolwiek zmian.


Naturalny opór jest elementem zdrowego cyklu życiowego, w którym wszystko ma tendencję do pozostawania w niezmienionym kształcie, lecz jednocześnie zachowuje dostateczną elastyczność, by móc przystosowywać się do dowolnej zmiany.
Ogólnie rzecz biorąc, istnieją cztery rodzaje oporu, które zostaną przedstawione niżej. Omówię pozytywne i negatywne aspekty każdego z nich wraz z tym, co nazywam „chodzeniem na skróty”, czyli prostymi technikami, które przy poszczególnych rodzajach napięcia mogą przynieść znaczną ulgę.

Opór fizyczny
Kiedy nasze ciało doświadcza uderzenia, ukłucia, skaleczenia lub oparzenia, w naturalny sposób reaguje stresem, o którym była mowa wyżej; w takich przypadkach posiniaczenia, rany i pęcherze uważamy za naturalną konsekwencję tych zdarzeń. Ale niekoniecznie tak musi być. Istnieją tu szerokie możliwości. Jedni ludzie przebijają sobie ramię stalową igłą bez zranienia i krwawienia, inni mogą włożyć rękę do ciała człowieka nie czyniąc mu krzywdy i nie pozostawiając śladu, jeszcze inni potrafią chodzić po ogniu i nie ulegać poparzeniom. Być może zabrzmi to niewiarygodnie, ale uważam, że są to rzeczy całkowicie naturalne, aczkolwiek niecodzienne. Zwykle nasze ciało reaguje stresem na truciznę, substancje toksyczne, promieniowanie czy dodatnie ładunki elektryczne, ale są ludzie, którzy mogą wypić roztwór arszeniku lub alkohol metylowy, nie doznając szwanku; nie każdy człowiek pracujący przy azbeście choruje, zdarzają się też osoby odporne na wyższy niż przeciętnie poziom promieniowania, a są i tacy, których pobudzają jony dodatnie.

Ci, którzy nie reagują stresem na truciznę lub zranienie, różnią się od tych, którzy tak właśnie reagują tym, że charakteryzują się wyższą tolerancją na substancje i warunki stresogenne. Co oznacza wyższa tolerancja? Oznacza, że dany człowiek jest w stanie znieść wyższy niż większość ludzi poziom stresu, zanim pojawiający się opór organizmu wytworzy tak duże napięcie, że spowoduje załamanie jego funkcji. Podwyższona odporność takich ludzi na warunki stresogenne może wynikać z dwóch powodów – albo w chwili ich zaistnienia znajdują się oni w stanie większego odprężenia, toteż potrzebny jest silniejszy stres, by spowodować takie napięcie, które wywołałoby objawy załamania, lub też świadomie nauczyli swoje ciało innego reagowania przez zmniejszenie oporu organizmu drogą zmiany stosownego wzorca. Wiemy, na przykład, że niektórzy ludzie wy-trenowali swój organizm, pijąc stopniowo coraz większe dawki arszeniku. Ja osobiście wolałbym ćwiczyć rozluźnianie się.

W każdym razie, możliwa jest taka zmiana reakcji naszego organizmu, by ostry mechaniczny uraz nie dawał w rezultacie fizycznego uszkodzenia ciała. W roku 1983, będąc na wyspie Tahiti w towarzystwie tahitańskiego kahuny, powoli przechadzałem się bosymi stopami po rozległym obszarze rozżarzonej lawy, pewnie stąpając po każdym napotkanym kamieniu. Nie poparzyłem stóp, ani nawet nie spaliłem włosów na nogach. Widziałem wielu ludzi chodzących po ogniu i znam szereg sposobów, aby móc to robić. Najpowszechniejszym z nich jest oddanie się z wiarą pod opiekę boską, ale jest on skuteczny tylko wtedy, kiedy wiara jest dostatecznie silna. Drugim znanym mi i często stosowanym sposobem jest stan odwrócenia uwagi, podobny do transu, w którym skupiamy się nie na ogniu, lecz na czymś zupełnie innym. Trzeci sposób to odpowiednia motywacja, głębokie, wysoce energetyczne pragnienie przejścia na drugą stronę. Cechą wspólną wszystkich tych trzech rodzajów postępowania jest odwrócenie uwagi świadomego umysłu od ognia, na skutek czego zmniejsza się lub zanika opór związany z wysoką temperaturą i ciało podąża za naturalnym cyklem natychmiastowego uzdrawiania. Takie właśnie rozumowanie było podstawą mojej teorii, zanim wszedłem na gorącą lawę. Postanowiłem sprawdzić ją, wypróbowując na Tahiti nową metodę. Zamiast stosować modlitwę, odwrócenie uwagi czy silną motywację, skoncentrowałem całą swoją uwagę dokładnie na tym, co robiłem, nie próbując zadawać pytań, komentować, czy analizować czegokolwiek. Dzięki temu doświadczyłem takiej jedności z najbliższym otoczeniem, że nie odczuwałem absolutnie żadnego lęku. Dlatego też nie było żadnego oporu, a więc i żadnego spalania. Moje ciało przechodziło przez naturalny cykl (stresu-napięcia-uwolnienia napięcia-odprężenia) tak szybko, że nie mógł pojawić się efekt kumulacji napięcia.

Zmiana wzorca
Bardzo dawno temu, tak dawno, że nie mogę sobie przypomnieć, skąd dowiedziałem się o tym, że jeżeli potknąwszy się o coś, chcemy uwolnić się od bólu, musimy kilkanaście razy powtórzyć to, co zrobiliśmy, lecz za każdym razem bez potykania się, a wówczas ból zniknie. Stosowałem ten sposób wielokrotnie nie zastanawiając się głębiej, jak on działa, ale ostatnio przestudiowałem szczegółowo zachodzący tu proces i zacząłem nauczać go na moich kursach, zachęcając uczniów, by wypróbowali różne warianty tej metody. Opracowana przeze mnie koncepcja mówiła o tym, że tworząc nowy wzorzec przez zmianę zakończenia zaistniałej sytuacji, dajemy ku inne wspomnienie danego zdarzenia, dzięki czemu wymuszamy na nim zmianę stanu organizmu na taki, który odpowiada nowej wersji tego, co zaszło. Im mniej czasu upłynie od zdarzenia, tym szybciej powrócimy do stanu harmonii.

To, czego moi uczniowie dokonują używając tego sposobu, zadziwia mnie i cieszy. Oto kilka przykładów.
W tydzień po zakończeniu kursu jeden z jego uczestników stawiał płot wokół podwórka na tyłach swojego domu. W pewnym momencie z całej siły grzmotnął się młotkiem w palec u nogi, a następnie, zamiast rzucić młotek na ziemię i zareagować w normalny, rutynowy sposób, polegający na skakaniu, ściskaniu bolącego palca i przeklinaniu, cofnął go, bowiem przypomniał sobie, że nauczyłem ich tworzyć nowy wzorzec przez zmianę zakończenia zdarzenia. Najpierw wykonał jeden ruch młotkiem, nie dotykając palca. Potem powtórzył tę czynność jeszcze szesnaście razy. Wynik był taki, że odczuwał w palcu już tylko lekkie mrowienie, toteż mógł powrócić do pracy, a gdy ją skończył, palec nie był ani stłuczony, ani spuchnięty, ani też nie bolał.
Pewien lekarz z Teksasu donosił, że kiedyś, krojąc nożem sałatę na surówkę, głęboko skaleczył się w palec. Z punktu widzenia profesjonalisty wiedział, że takie skaleczenie będzie wymagało wykonania kilku szwów, ale mimo wszystko postanowił wypróbować mój zwariowany pomysł. Po kilkakrotnym powtórzeniu ruchów nożem palec przestał krwawić, a ból ustąpił, toteż człowiek ten zapomniał o skaleczeniu i mógł dokończyć przyrządzanie surówki. Trzy dni później przypomniał sobie to zdarzenie i spojrzał na palec. Nie było na nim ani śladu skaleczenia.
Pewna kobieta z Minnessoty, oparzywszy palec parą, wydobywającą się ze stojącego na ogniu garnka, szybko powtórzyła wykonywaną podczas oparzenia czynność, zmieniając jej zakończenie. Ból ustąpił, a pęcherze nawet się nie pojawiły.

Inna kobieta, mieszkająca w Kanadzie, przytrzasnęła sobie palce drzwiami samochodu. Nie zwracając uwagi na zdziwionych przechodniów powtarzała zamykanie drzwi do momentu, aż ból ustąpił, a na palcach nie było nawet śladu stłuczenia, ani skaleczenia. Chyba najciekawszy ze wszystkich był przypadek kobiety z Kalifornii, która postanowiła podjąć działania z założeniem, że ku żyje chwilą obecną i nie potrafi odróżnić plastycznego wytworu wyobraźni od zdarzenia, zachodzącego w rzeczywistości. Kilka tygodni wcześniej poważnie poparzyła nogę spalinami z rury wydechowej motocykla i rana nie chciała się goić. W żywy sposób odtworzyła w umyśle przebieg zdarzenia, dając mu inne zakończenie, w którym gorące spaliny nie spowodowały żadnego uszkodzenia nogi. Powtórzyła to ponad czterdzieści razy, w wyniku czego zadawniona rana, która zaczynała już ropieć, w ciągu trzech dni całkowicie znikła.
Możliwości tego prostego sposobu są fantastyczne i nieograniczone, zwłaszcza wtedy, kiedy możemy go zastosować do uzyskiwania wyników w teraźniejszości w odniesieniu do zdarzeń minionych. Na podstawie doświadczeń stwierdziliśmy, że najlepsze wyniki osiąga się wówczas, gdy wprowadza się do wzorca możliwie najmniejsze zmiany.

Opór emocjonalny
Opór może wynikać również ze strachu i gniewu. Sprzeciwiamy się temu, czego się boimy, a także temu, co nas złości. Chociaż stawianie oporu może być wynikiem decyzji podjętej przez lono, jednak ku ze swojej strony przejawia opór emocjonalny w postaci cyklu fizycznego stresu.
Naturalny lęk ma na celu ostrzeganie nas o grożącym niebezpieczeństwie. Znika on w sposób naturalny z chwilą, gdy podejmujemy działania. Jednakże z pomocą twórczej wyobraźni często sztucznie podsycamy tę emocję jeszcze długo po zdarzeniu i niejednokrotnie bez jakiegokolwiek z nim związku. Niedawno podczas kursu, prowadzonego w naszym ośrodku na wyspie Kauai, pewna kobieta opowiadała, że udało się jej uratować dziecko od utonięcia, ale nie może wyzwolić się od urazu, którego przy tym doznała. Zachęciłem ją, by przeanalizowała swoje wzorce myślowe i wówczas kobieta ta uświadomiła sobie, że strach i uraz wynikały stąd, iż żywo wyobrażała sobie, co mogłoby się stać, gdyby nie była na miejscu zdarzenia. Zamiast cieszyć się prawdziwym sukcesem, że udało się jej uratować dziecko, podsycała lęk fantazjowaniem. Przypominając sobie ciągle tę groźną sytuację, wywoływała narastanie napięcia w ciele. Pamiętajmy, że silny lęk może być istotnym czynnikiem, wywołującym takie objawy, jak paraliż, zmniejszona aktywność, sztywnienie, niepokój, torsje czy zawroty głowy, toteż należy unikać sztucznego jego podtrzymywania i wzmacniania.
Druga z omawianych emocji – naturalny gniew jest skupieniem energii po to, byśmy dokonali jakiejś zmiany. Jest on dla nas ostrzeżeniem i bodźcem do bezpośredniego działania, ale kiedy wykorzystujemy wspomnienie do ciągłego podsycania gniewu, staje się on zjawiskiem nienaturalnym. Oprócz tego, że ogarnia nas niepotrzebna złość, związana raczej ze wspomnieniem, niż z daną osobą lub aktualnie istniejącą sytuacją, długotrwały gniew czyni prawdziwe spustoszenie w organizmie i prawdopodobnie stanowi podstawowy czynnik, wywołujący większość chorób.
Teraz rozważmy możliwości „pójścia na skróty” w radzeniu sobie z tymi rodzajami emocji.

Efekt oczekiwania
Dobrze jest wiedzieć, czym rzeczywiście jest nienaturalny strach. Jest on po prostu oczekiwaniem bólu, wynikiem przenoszenia wyobrażeń z punktu w teraźniejszości lub przeszłości do przyszłości i tworzenia w ten sposób niepotrzebnego doświadczenia. Nie ma on związku z teraźniejszością, lecz z przyszłością, ale problem polega na tym, że ku o tym nie wie. Wszystko, co powstaje w naszym umyśle jest traktowane przez nie jako rzeczywiste zdarzenie, mające miejsce w danej chwili. Oczekiwanie bólu jest dla ku tym samym, co autentyczne jego doświadczanie, toteż wprowadza ono ciało w negatywny cykl stresu.

Lęk można zmniejszyć przez świadome odprężenie organizmu, ale w wielu wypadkach pomaga nam w tym również stosowna wiedza. Emocji tej zawsze towarzyszy napięcie, toteż jeżeli jesteśmy całkowicie odprężeni, nie możemy doznawać lęku. Strach nie pojawia się również wtedy, kiedy wiemy na pewno, że coś, czego się boimy, nie może się wydarzyć, ani spowodować bólu. Jednak najszybszym i najprostszym sposobem na uwolnienie się od tej emocji, jaki znalazłem, jest przeniesienie uwagi na jej przeciwieństwo. Strach jest oczekiwaniem bólu, a więc jego przeciwieństwem jest oczekiwanie przyjemności. Zwykle demonstruję to skupiając uwagę grupy na pytaniu: „Co by było, gdyby w ciągu najbliższych pięciu minut nastąpiło coś okropnego?” Po kilku chwilach, gdy pozwolę słuchaczom odczuć reakcje ciała, zadaję inne pytanie: „A co by było, gdyby zamiast tego stało się coś wspaniałego?” Wtedy ludzie doświadczają natychmiastowego przesunięcia uwagi w kierunku przyjemności. Tak więc, nawet jeżeli jesteś całkowicie pewny, że zdarzy się coś, co sprawi Ci ból (na przykład, wizyta u dentysty), mimo wszystko uczyń wysiłek i przełącz się na pozytywne oczekiwanie. Rola lęku kończy się z chwilą przekazania nam stosownego ostrzeżenia. Kiedy je odbierzemy, emocja ta przestaje nam być potrzebna. Nie potrzebujemy już również napięcia, które ona powoduje.

Technika bezwarunkowego wybaczania
Nienaturalny strach i efekty stresu, które chcemy zmienić, są wynikiem niewłaściwych, nienaturalnych zasad życiowych. Każdy z nas posiada ustalone normy odnośnie tego, jak życie powinno się toczyć i jak ludzie, nie wyłączając nas samych, powinni się zachowywać. Są one naturalne i pozwalają nam być w zgodzie z naszymi ideałami, a także stale dokonywać pewnych zmian w celu doskonalenia naszego świata. Nienaturalna natomiast jest norma, która mówi: „Ludzie powinni działać zgodnie z moimi oczekiwaniami, a jeżeli tego nie robią, to są źli i należy ich ukarać”. Wywołuje ona silny gniew i stres, ponieważ – czy nam się to podoba, czy nie – ludzie nie będą spełniać naszych oczekiwań, choćby z powodu swojej twórczej spontaniczności, jeżeli nie z innych przyczyn. Są takie osoby, które po to, by ograniczyć okazje do pojawiania się gniewu i zmniejszyć stres, omijają wszelkie zakazy i nakazy, co w pewnym stopniu okazuje się skuteczne. Skuteczniejszym sposobem jest jednak stosowanie relaksacji, ponieważ, z uwagi na to, że złości towarzyszy napięcie mięśni, w stanie całkowitego odprężenia nie możemy doświadczać tej emocji. Natomiast moją ulubioną, uproszczoną metodą jest bezwarunkowe wybaczanie.

Wybaczanie jest w zasadzie procesem stwierdzania, że to, co się stało – cokolwiek by to było – nie ma już znaczenia i nikomu nie szkodzi. Jest to wspaniałe działanie, pozwalające uwolnić się od każdej świadomej urazy i od wszelkiego poczucia winy, które wielu z nas pielęgnuje w sobie latami. Nie wszystkie źródła obecnych reakcji ku są łatwe do odkrycia przez świadomy umysł, a dzieje się tak częściowo dlatego, że złość może być tylko jednym z czynników, decydujących o naszym stanie. Jeżeli jednak potrafilibyśmy usunąć istniejący gniew, moglibyśmy spowodować częściowe rozładowanie całej sytuacji. Tak więc, praktykując bezwarunkowe wybaczanie przede wszystkim musimy założyć, że każdy aktualny stan bólu lub dyskomfortu jest wynikiem pewnej dozy gniewu, nawet jeżeli nie wiemy, z czego on wynika. Jest to pierwsza część ćwiczenia. Następnie dotykamy palcami obojętne której ręki tego obszaru ciała, gdzie umiejscowiony jest ból lub uczucie dyskomfortu i mówimy: „Niezależnie od tego, z czym związane jest to uczucie, wybaczam mu całkowicie i nie ma już ono dla mnie żadnego znaczenia.” W większości przypadków natychmiast doświadczymy co najmniej częściowego uczucia ulgi, ale często ulga będzie całkowita. Jeżeli nie doświadczysz jej wcale, stosuj tę technikę przez jedną pełną minutę z całkowitą koncentracją uwagi na tym procesie. W ten sposób uwolnisz się od złości, stanowiącej część stresu. Polecam stosowanie tych jednominutowych sesji jak najczęściej i do wszystkiego, co robisz. Jeżeli po upływie jednej pełnej minuty nie będzie żadnej zmiany, oznacza to, że albo nie masz do czynienia z gniewem, albo też nie chcesz się go pozbyć.

Opór mentalny
Zawsze, kiedy stawiamy opór, pojawia się stres. Opór mentalny różni się od emocjonalnego tym samym, czym ocena różni się od analizy. Emocjonalnie opieramy się wtedy, kiedy myślimy, że coś jest złe, natomiast opieranie się mentalne wynika z mniemania, że coś jest nieprawidłowe. Sam w sobie opór mentalny nie posiada niszczącej siły, charakterystycznej dla strachu i gniewu, lecz podkopuje wiarę w siebie, poczucie własnej wartości i zdrowie fizyczne w taki sam sposób, w jaki drobne strużki wody powodują erozję gór. Przybiera on formę negatywnej krytyki ze strony lono, a każda krytyka, którą ku odbiera jako cios, wywołuje pewien, stosunkowo niewielki negatywny stres. Jednakże ciosy, z którymi łatwo radzimy sobie, kiedy jesteśmy zdrowi i odprężeni, w sytuacji napięcia i przykrych wspomnień o wcześniejszych nieszczęściach, bywają bardzo bolesne. Gdy tego rodzaju krytycyzm wchodzi w nawyk, staje się on tak automatyczny, iż często pojawia się w umyśle, zanim zdążymy go sobie uświadomić, a należy podkreślić, że napięcie występuje niezależnie od tego, czy krytyka została wypowiedziana głośno, czy nie.
Jednym z najbardziej zwariowanych przekonań, jakie ma nowoczesne społeczeństwo, jest mniemanie, że krytyka to rzecz pozytywna, która pomaga nam wyciągać stosowne nauki. Tymczasem, jedynym jej skutkiem jest stres i wzmocnienie tego, co krytykujemy. Stałe przypominanie sobie tego, czego nie zrobiliśmy w sposób właściwy, zdecydowanie przeszkadza nam w uczeniu się. Kiedy jako dziecko uczyliśmy się chodzić, zapominaliśmy o tym, co było niewłaściwe, a zapamiętywaliśmy tylko to, co przybliżało nas do celu. Ci, którzy pamiętają, jakie błędy popełnili, mają skłonność do powielania ich. Jeżeli ktoś opanowuje lekcje w atmosferze wytykania błędów, to udaje się mu to mimo takiej atmosfery, a nie dzięki niej. Często jestem pytany o wartość tzw. „konstruktywnej krytyki”. Nie posiada ona żadnej wartości. Za takim określeniem kryje się po prostu chęć usprawiedliwienia swojej skłonności do wygłaszania krytycznych ocen. Motywacją wytykania komuś błędów jest raczej chęć „zdołowania” człowieka, niż autentyczne pragnienie pomocy. Jeżeli chcemy rzeczywiście pomóc danej osobie, powinniśmy wskazywać na jej sukcesy i uczyć ją sposobów ich osiągania. Obecnie istnieje wysoka specjalizacja w tzw. analizie krytycznej, chociaż rzadko można znaleźć w tej dziedzinie biegłego praktyka. O ile krytyka wygląda w ten sposób: „Nie, nie! Tak jest źle! Zrób to tak, głupku!”, o tyle proces analizy krytycznej przebiega zwykle następująco: „To co robisz nie przynosi takich rezultatów, jakich oczekujesz, osiągniesz je w ten sposób.” Założeniem analizy krytycznej jest rozpoznawanie niedociągnięć i wydawanie zaleceń bez oceny, ale osoba o niskim poczuciu własnej wartości nawet pozytywną analizę krytyczną potraktuje jako negatywną krytykę, skierowaną do niej osobiście, co wywoła u niej napięcie.
Z mojego doświadczenia wynika, że reakcja na krytykę jest podstawowym czynnikiem wywołującym astmę, alergie, przeziębienia, bóle głowy i – prawdopodobnie z tego powodu, że usztywnia myślenie – artretyzm.

Odwracanie i przeplatanie
Niektórzy ludzie są tak bardzo przyzwyczajeni do stałego krytykowania, że nie znają żadnego innego sposobu niesienia pomocy we wprowadzaniu zmian u siebie i innych. Jeżeli jesteś jedną z takich osób, nie czuj się gorszy, ponieważ reprezentujesz większość. Moja rada dla Ciebie jest następująca: krytykuj, jeżeli już musisz, ale rób to inaczej. Oto dwie możliwości.
Odwracanie. Chodzi o odwrócenie zwykłego wzorca krytyki, który polega na tym, że najpierw zwracamy uwagę na coś dobrego, a następnie oferujemy krytykę. Na przykład: „Namalowałeś piękny obraz, ale niebo jest zbyt czerwone”. Zdecydowanie lepszy efekt osiąga się wówczas, kiedy odwrócimy kolejność i powiemy: „Sądzę, że to niebo jest zbyt czerwone, ale obraz jest piękny”. Odwrócenia takiego dokonujemy po to, by wypowiedź kończyła się komplementem, ponieważ w kategoriach napięcia i odprężenia komplement neutralizuje skutki krytyki, zwłaszcza w ciele mówiącego, ale w znacznym stopniu także w ciele słuchacza, toteż staje się on bardziej otwarty na pomoc.
Przeplatanie. Tu procedura jest podobna do poprzedniej, lecz różni się od niej tym, że zaczynamy od komplementu, następnie krytykujemy i kończymy również komplementem. Na przykład: „To piękny obraz, choć niebo jest zbyt czerwone, ale bardzo mi się podoba, jak namalowałeś fale,” Takie podejście, oprócz pomocy w uwolnieniu stresu, pozwoli rozmówcy przyjąć krytykę w sposób bardziej zrelaksowany i z większą chęcią wprowadzenia zmiany.

Opór duchowy
Opór wewnętrzny i wynikające z niego napięcie może powstać w wyniku podążania w kierunku fizycznego bodźca, lub odsuwania się od niego, w wyniku strachu i gniewu lub obrony przed negatywną krytyką. Może również pojawić się jako rezultat wyizolowania. Pamiętaj, że hawajskim słowem określającym opór jest ku’e, które oznacza „stać z boku”. Napięcie związane z oporem pojawia się, między innymi wówczas, gdy izolujemy się od czegoś lub próbujemy to uczynić. W przypadku oporu duchowego unikamy danego miejsca, jakiejś grupy lub nawet całego świata, ponieważ czujemy, że nie jesteśmy ich częścią. Zdarza się to często z tego powodu, że w naszym odczuciu nie jesteśmy akceptowani, ale reakcja taka może wynikać również z faktu, że czujemy się związani z czymś innym. Istnieje tak wiele możliwych kombinacji przekonań, mogących wywoływać takie stany emocjonalne, że ich pochodzenie nie ma znaczenia. Istotne jest, że im bardziej jesteśmy wyizolowani, tym większy jest negatywny stres. Nieuczestniczenie w działaniach grupy i brak poczucia sensu jednoczenia się z obszarem, na którym żyjemy, powoduje stosunkowo niewielki stres (jeżeli nie towarzyszy temu strach, złość, albo krytyka), ale jeżeli popadamy w skrajności, polegające na długotrwałym oddawaniu się marzeniom, zbyt długim medytowaniu, a nawet na pewnych formach autyzmu, możemy ściągnąć na siebie wiele problemów zdrowotnych. Długotrwałe oddawanie się marzeniom oznacza, że spędzamy większość naszego dnia ze świadomą uwagą skupioną na rzeczach, nie związanych ze światem, w którym żyjemy (pisarze zachowują równowagę głównie dzięki temu, że wykonują czynności fizyczne, takie jak pisanie odręczne, pisanie na maszynie czy komputerze, lub dyktowanie).

Przedłużone medytowanie to spędzanie większości czasu w jakimś stanie skupienia, który Przenosi naszą uwagę z otaczającego nas świata i z naszego ciała na coś innego, czego skutkiem jest zmniejszenie poboru tlenu i gromadzenie się toksyn. Ale napie.de powstaje także w wyniku długotrwałego oddzielenia łono od naszego ku, czyli świadomości mentalnej od świadomości ciała. Dzieje się tak, na przykład, wtedy, kiedy zbyt długo śpimy (właśnie dlatego zbyt długi sen może powodować ospałość i różnego rodzaju bóle). Ludzie podlegający takim formom wyizolowania z rzeczywistości (czyli tacy, którzy zbyt długo śpią, przez większą część czasu oddają się marzeniom lub zbyt często przebywają w stanach medytacyjnych) stwierdzają, że wzmaga się u nich nieprzyjemne uczucie przy „powrocie do ciała” po długich okresach „nieobecności” w nim, co z kolei skłania ich do przedłużania tych okresów. Powodem tego, że ciało odczuwa dyskomfort w sytuacji bycia tu i teraz jest właśnie długotrwałe odrywanie się od otaczającej nas rzeczywistości.

Miałem w tym zakresie osobiste doświadczenie. Zdarzyło się to podczas wyprawy z moimi synami do High Sierras. W pewnym momencie było mi trudno dotrzymywać im kroku, toteż zastosowałem technikę, polegającą na powtarzaniu pieśni, która odłączyła mój umysł od ciała i w ten sposób mogłem posuwać się szybciej, nie odczuwając żadnego dyskomfortu. Bez problemu nadążałem za synami, dopóki nie dotarliśmy do campingu. Kiedy ponownie połączyłem się ze swoim ciałem, natychmiast opadłem z sił z powodu wyczerpania. Moje odłączone lono było całkowicie nieświadome rozpaczliwych sygnałów ku, informujących o narastającym napięciu i odwodnieniu. Chłopcy pobiegli do wodospadu, a ja – żeby móc dotrzeć do stołówki – musiałem przez pół godziny namawiać swoje ku, by zechciało przywrócić mnie do stanu normalnego.

Nie ma ścisłych zasad, określających jak długo możemy pozostawać wyłączeni, nie doznając nadmiernego napięcia, ponieważ każdy z nas ma inną przemianę materii i inną motywację. Najlepszym sprawdzianem jest nasze samopoczucie. Jeżeli po powrocie ze stanu wyłączenia czujemy się dobrze, oznacza to, że długość okresu przebywania w nim była dla nas właściwa. Kiedy jednak wyłączanie się duchowe stanowi dla nas problem, to w jego rozwiązaniu może pomóc świadome podjęcie jakiejś działalności fizycznej, zaangażowanie się w kontakty z ludźmi lub z przyrodą, a także praktykowanie błogosławieństwa.

Szczególnym przypadkiem wyizolowania jest autyzm. Osoba znajdująca się w tym stanie tak dalece wycofała się ze świata zewnętrznego, że zwykle potrzebna jest jej pomoc w powrocie do nie-go. Zakres objawów autyzmu obejmuje niechęć do mówienia i do podejmowania działań, niechęć do reagowania na ludzi i otoczenie, a nawet całkowite niedostrzeganie ich. Stanowi temu mogą też towarzyszyć rytmiczne bezcelowe ruchy. Najskuteczniejszą kuracją jest tu chyba darzenie takiej osoby bezwarunkową miłością. Tym, którzy mają do czynienia z tym problemem polecam książkę Barry Kaufmana, choć w niektórych przypadkach wystarczy po prostu odrobina miłości. Nauczycielka jednego z moich słuchaczy miała uczennicę, której stan można było określić jako graniczący z autyzmem. Dziewczynka nie mówiła i nie uczestniczyła w żadnych działaniach. Od momentu przyprowadzenia jej do szkoły do momentu odebrania siedziała spokojnie i nie reagowała na żadne przejawy troski ze strony nauczycielki. Z uwagi na ograniczony czas, jaki nauczyciel może poświęcić pojedynczemu uczniowi w szkole zaproponowałem, by po każdej lekcji nauczycielka po prostu siadała obok dziecka, naśladując możliwie najdokładniej każdą pozycję, wyraz twarzy i ruch, który wykonywała dziewczynka i żeby po upływie dwóch minut delikatnie dotykała jej, mówiąc „Dziękuję”. Po trzech tygodniach dziewczynka rozmawiała z koleżankami, uśmiechała się i zaczęła uczestniczyć w życiu klasy.

Przełożyła: Katarzyna Straszewska
Tytuł oryginału: „Urban shaman”
ISBN 83-909045-0-0
277 stron, Wydawnictwo POLIGRAF, 1998