Źródło Mocy – kahuna

Huna nam blednie, przynajmniej na tych stronach. Moc zaprzestała być z nami, czego dowodem zaledwie poprawne politycznie próby utrącania aktywizującej się młodzieży – nieprawomyślnych, deprecjonujących całokształt filozofii, próbujących mataczyć i burzących jedność myślenia przeważającej większości zapisanych użytkowników.

Dlaczego?

Jak uratować hunę w Polsce (na jednym z warsztatów Serge’a w Polsce było ok. 12 osób – świat się wali!!!)?

Powód jest tak prosty, że aż niezręcznie mi go rozwijać.

Nasze życie przebiega zgodnie z najgłębszą wiarą Niższego Ja. Już wcześni jaskiniowcy malowali bóstwa i się do nich modlili – potrzeba silnej wiary jest najgłębszą potrzebą człowieka, nieustannie aktywizowaną przez coraz bardziej doskonalonych zawodowo profesjonalistów – księży, mułłów, rabinów, braminów, itp.

Jeśli faktycznie wierzę w wybrany przez swoje NJ element transcendentu, dostosowuję swoje życie do tej wiary, dążąc do osiągnięcia zdefiniowanej nagrody/kary – wiecznej lub okresowej (reinkarnacje).

Zasady huny były opracowywane przez tysiące lat na podstawie obserwacji wpływu świata na kahunę i vice versa; skuteczność huny została wywiedziona zapewne z bardziej energetycznego, niż w innych rejonach świata, wpływu specyficznej natury Hawajów na psychikę (wybuchające wulkany, ocean, huragany, bujna roslinność, poczucie osamotnienia – zamknięte wyspy, itp.). Z pewnością trwałe osiąganie spektakularnych celów było możliwe przy zaprzęgnięciu boginii hawajskich, lokalnej mitologii, integracji z duchami przodków (bardzo ważne, u nas calkowicie pomijane), wiary w hawajskie niebo.

Mamy niezwykłe możliwości wpływu na otaczającą nas energię (również tę w formie materialnej) – na Hawajach zostały one odkryte najgłębiej, były i zapewne są skutecznie stosowane.

Spersonifikowana wiara w wymyślone po drodze na Hawajach lokalne bóstwa była źródłem mocy odblokowującym naturalne ukryte zdolności człowieka – w kierunku bliskim moim zdaniem do doskonałości, do której dążymy na tej Ziemii.

Nie wydaje mi się możliwe wyczynianie większych cudów według huny (począwszy od zabawy z pogodą, poprzez trwałe odczynienie blokad nałożonych na wewnętrzną wolność i moc przez religię katolicką, aż do wymyślenia sobie własnej definicji szczęścia i sukcesu – i zarazem jego bezproblemowego osiągania) – bez własnej wiary w uczestniczące w tym procesie siły wyższe.

A praktykowana w świecie z sukcesem wiara, wbrew powtarzającym się tu bogobojnym zapewnieniom, pozostaje w doskonałej sprzeczności z obecnie ogłaszaną huną (np., jak już kiedyś wspominałem największe sukcesy święci mahometanizm z powodu najdoskonalszych NLP-owskich metod jego wkodowywania dzieciom oraz z powodu najbardziej pociągającej i atrakcyjnej wizji szczęścia wiecznego).

Ewentualne twierdzenie, że huna może być rozszerzającym uzupełnieniem poglądów np. dobrego katolika uważam za żenujące – albo jest się ortodoksyjnym katolikiem, albo wie się lepiej od obowiązującego przekazu („sukcesy” relatywizmu obserwujemy obecnie – widząc np. puste kościoły protestantów i katolików w zachodniej Europie – kontra monolityczne struktury praktykujących Żydów i Arabów).

Filozofie Wschodu także przynajmniej wprowadzają entuzjastów w stany ekstatyczne, co pozwala im przez jakiś czas funkcjonować w odlecianym swiecie – przynajmniej do czasu, aż poskręcają się stawy, opuści nas rodzina i nie będzie co do garnka włożyć.

Nie sądzę, aby łatwo było Niższemu Ja uwierzyć, że skuteczność jest miarą prawdy i cacy, skoro np. w Polsce najgłębiej ma wkodowane przeciwstawne wzorce (nadstaw drugi policzek, Bóg wie lepiej co Ci jest pisane, memento mori).

Moja odpowiedź na pytanie dlaczego huna nie działa tak, jak wydawałoby się, że powinna – przy wszystkich swoich pozytywach:

Nie istnieje napędzające ją źródło mocy dostatecznie silnie programujące NJ, tzn. realizowany przekaz nie daje możliwości wyzwalania trwałych silnych emocji – jedynego motora aktywizującego naszą energię życiową. Powodem jest próba wybiórczego przekazu – to nie religia, to tylko filozofia.

Jak uratować hunę u nas?

Sposób jest tak prosty, jak huna.

Zamiast siać ducha Aloha i usiłować się zasilić (niewielkim) generowanym dobrem, należy postawic na pragmatyzm i wielotysięczne doświadczenie kahunów.

Stowarzyszenie Mistrzów jest silne i wydajne, jeżeli:
– istnieje przekaz, który nie podlega modyfikacjom przez odszczepieńców;
– dokonujemy ostrej selekcji kandydatów – wybierając identyfikujacych się z przekazem i pragnących działać;
– dostosowujemy się do lokalnych warunków i okoliczności (np. jednym z ważniejszych aspektów tu i teraz jest zapewnienie Stowarzyszeniu naszymi hunowymi umiejętnosciami dużego i trwałego przypływu gotówki, aby tym istotnym zagadnieniem nie rozpraszać energii grupy)

Może to zbyt masońskie, jednakże dla mnie huna jest systemem doskonałym dla szczęśliwego przeżycia życia własnego oraz ułatwienia życia innym- cel uświęca środki.

Zamienne przedstawienie potencjalnego źródła mocy nie jest z mojej strony przewrotnością. To działa. Ilość pozytywnych zmian czynionych w przez mnie w moim kręgu wpływu zdecydowanie przekracza obserwowalną średnią (nie licząc pozytywnych zmian dla mnie). Wiara przestała mi być potrzebna, poza wiarą w siebie.

Wspólnota takiego działania przemnoży osiągane szczęście współpracującej grupy, a przy okazji jej otoczenia: oczywiście w takiej ohanie każdy sukces jest wspólnym sukcesem – pozytywne emocje roznoszą wszystkich wyzwalając efektywną aktywność społeczną; dużo szybciej, dzieląc się doświadczeniami, dochodzimy do odkrycia swojego osobistego sensu życia, mamy dużo kasy, itd.

Uznawanie, że każdy z nas sam będzie się pętał po tym świecie będąc prawie oświeconym kahuną z nieograniczonymi mozliwościami, jest powodem trwałego zawodu początkujacych adeptów.

Tak zakończyłem wstęp, który chętnie rozwinę, jeśli zmierza w oczekiwanym kierunku

kahuna