Spójrz – dopóki nie masz komputera to śledzisz rynek i nowości, cieszy Cię każdy krok w podwyższaniu częstotliwości zegara procesora, każdy nowy wynalazek w kartach graficznych, każdy spadek cen pamięci. Każdy postęp, każdy krok do przodu Cię cieszy. Podobnie z samochodami – gdy nie masz żadnego to podobają Ci się wszystkie praktycznie auta, każde jest dobre i ma w sobie coś, czy mocny silnik, czy ładny wygląd, czy jest ekonomiczne czy też ma inną wspaniałość techniczną.
I tak to trwa, płynie, do przodu, Ty się cieszysz nowościami które ciągle się pojawiają, bo zawsze sobie możesz wyobrazić, że je masz czy że ich używasz, jakoś tak odruchowo człowiek wszystko mierzy i przyrównuje do siebie. Możesz chodzić po sklepach i salonach, przymierzać się, zachwycać się, delektować się. Tak naprawdę możesz cieszyć się wszystkimi nowościami jakie się pojawiają i nie jesteś do żadnej z nich uwiązany. Żadna nie jest Twoja co znaczy, że każda jest Twoja :-) Na dodatek nie są Ci potrzebne do tego żadne pieniądze, zauważyłeś?
I nagle trach – stajesz się właścicielem komputera czy samochodu. Jeśli za bardzo zwrócisz na to uwagę i się do tego przywiążesz to odetniesz się od tego zachwytu nowościami, który Ci wcześniej towarzyszył. No bo nie zachwycisz się już nowym spalającym 5 litrów na setkę superszybkim autem mając świadomość, że _Twoje_ auto pali na setkę 7 litrów a na dodatek jest mułowate. Zatrzasnąłeś się w 'mieć’, uwięziłeś się w 'mam’, zamknąłeś się w klatce 'moje’. Tak oczywiście być nie musi, ale niech to będzie informacją-napisem na tabliczce ostrzegającej przed ślepą uliczką.
Gdy jesteś całkowicie otwarty na dawanie to nic nie masz. Nie ma żadnego 'mam’, jest co najwyżej 'używam’ (i wdzięczność za możliwość używania), jest ciągłe 'daję’ i nic więcej. Im więcej dajesz tym na większy przepływ się otwierasz, co dla postronnego obserwatora może oznaczać, że w danej chwili bardzo dużo masz. Ale w rzeczywistości nic nie masz bo wszystko i ciągle dajesz. Jesteś obfitością wszechświata. Nie przywiązujesz wagi do swego chwilowego stanu 'posiadania’ bowiem wiesz, że wszystko jest przepływem, że jesteś właściwie strumieniem przewodzącym dobra wszechświata.
Nie masz pragnień, nie istnieje jakieś Twoje 'chcę’. Ale to nie dlatego, że się tych pragnień wyrzekłeś lecz dlatego, że wszystkie są zaspokojone zanim jeszcze zostaną do końca uświadomione. Na dobrą sprawę więc nie ma ani jednej takiej chwili, żebyś mógł powiedzieć 'chcę to czy tamto’ bo zanim czegoś zachcesz to już jest spełnione. To jest naturalny boski stan człowieka, gdy wszystkie jego potrzeby są natychmiast zaspokojone tak, że nawet może on sobie nie zdawać sprawy z istnienia jakichś potrzeb. Taka istota jest pełna radości i nie pozostaje jej nic innego niż dawać, dawać i dawać. Nie może fizycznie brać bo nie ma czego wziąć, wszystko co jej potrzeba już ma zanim zdąży pragnienie wyartykułować w myślach. Taki jest naturalny boski stan człowieka.
Lecz teraz spójrz – zewnętrzny świat zaczyna Ci wmawiać, że potrzebujesz tego czy tamtego. Zaczyna Ci wmawiać, że czegoś Ci potrzeba co w jasny sposób implikuje, że jakaś Twoja potrzeba nie jest zaspokojona i powinieneś ją w taki czy inny sposób zaspokoić. A Ty – słuchasz tego świata, bo jesteś dzieckiem a ten świat to rodzice i inni dorośli, a więc 'mądrzy’ ludzie wokół, którzy chcą dla Ciebie dobra. I dajesz sobie wmówić, że czegoś potrzebujesz, że jakaś Twoja potrzeba jest niezaspokojona. Na różne sposoby, najczęściej poprzez stwarzanie sztucznych potrzeb i wmawianie Ci, że to są Twoje własne potrzeby. A Ty w to wierzysz. I cierpisz z powodu niezaspokojenia. I powoli stwarzasz sobie coraz to nowe potrzeby po to, by czuć, że powinieneś coś robić by je zaspokoić. Takie błędne koło.
A tymczasem z całą pewnością Ci mogę powiedzieć, że wszystkie Twoje potrzeby są zaspokojone tu i teraz, były zaspokojone zanim zdążyłeś sobie o nich pomyśleć, dlatego z większości z nich nawet sobie nie zdajesz sprawy. Nie jesteś świadom bogactwa, jakiego jesteś władcą bo uwaga Twa skupia się na wyimaginowanych sztucznie stworzonych potrzebach. To trochę tak, jakbyś był dzieckiem króla i zawołał 'chcę żółty samochodzik’ a gdy taki Ci służba przyniesie natychmiast zmieniał zdanie na 'chcę niebieski samochodzik’ po to, by utrzymać w umyśle jakieś niezaspokojone potrzeby. To jest przyzwyczajenie umyslu, które zabiera dużą część jego mocy. Odrzuć je.
Zauważ te potrzeby, które są zaspokojone a z których istnienia nie zdawałeś sobie sprawy. Każdy fakt w Twoim życiu to taka zaspokojona potrzeba. Twe zdrowie, Twa rodzina, wszystko co masz i co Cię spotyka. Czy naprawdę do szczęścia potrzebujesz najpierw o potrzebie wiedzieć, potem odczekać chwilę do jej zaspokojenia? Dlaczego odcinać się od pełni swej boskości, gdzie wszystkie potrzeby są zaspokojone tu i teraz, dokładnie w momencie gdy się pojawią i nie ma potrzeby (a nawet możliwości) by o nich przez chwilę nawet myśleć. Pozostaje się cieszyć i dawać, dawać i dawać.
Oczywiście mocą swego umysłu można blokować spełnianie swych potrzeb, można w momencie pojawienia się potrzeby zamknąć sobie drogę do jej realizacji po to, by mieć jakąś tam w duchu satysfakcję czy też żeby nie czuć się lepszym od innych, którzy tkwią zasypani stosem niezaspokojonych potrzeb. Oczywiście, gdy masz żółte auto możesz chcieć niebieskiego. Gdy masz niebieskie możesz chcieć białego. Gdy masz białe – możesz chcieć zielonego. A gdy masz wszystkie auta możesz chcieć samolotu. Ale to jest uciekanie od rzeczywistości i od dostrzerzenia faktu, że wszystkie Twe prawdziwe potrzeby są zaspokojone, zawsze takie były i zawsze takie będą. Nie ma innego stanu człowieka. Są jedynie złudzenia i ułuda. Ułuda braku, ułuda niezaspokojenia, ułuda niedostatku.
Spójrz – jeśli nic nie masz i ciągle dajesz to nikt nie jest Ci w stanie niczego odebrać. Nawet jeśli coś by ukradł – to oczywiście nie ładnie i nie fair – ale Ty i tak nic na tym byś nie stracił. Ale tak naprawdę to nie miałby Ci czego ukraść.
A teraz o dawaniu tzw. mądrości. Spójrz – istnieje jakaś Wiedza, która – powiedzmy – zbliża do Boga i mowi o tym, jak osiągnąć urzeczywistnienie. Oczywiście ta wiedza jest w Tobie, lecz cóż to znaczy? Przecież ona była w Tobie cały czas, a Ty i tak odkryłeś ją dopiero nie dawno. A zatem jak to jest? Skąd ta wiedza przychodzi? W jaki sposób otwiera Ci się do niej dostęp? Sprawa wygląda tak, że przy pełnym zaufaniu do siebie ta wiedza faktycznie płynie z wnętrza, faktycznie wiesz wszystko tu i teraz. Zadajesz pytanie i pojawia się odpowiedź. Jeśli jednak brak Ci takiego pełnego zaufania to potrzebny może się okazać napływ tej wiedzy z zewnątrz – z dowolnego źródła. Z ksiązki, od osoby, ze zdarzenia, z TV, z układu fusów po kawie. Twoim zadaniem jest nie zamykanie się na tę wiedzę i przyjęcie jej, jeśli wnętrze mówi, że jest prawdziwa. Nie ma bowiem innej metody, by ta wiedza do Ciebie dotarla. Tak więc nie odrzucaj niczego, co do Ciebie przychodzi. Patrz jedynie pod kątem wiedzy, jaką to niesie i tę wiedzę pełnymi garściami czerp.