Mistrzowe pogawędki – część 44


Pytający:

Dlaczego ludzie się starzeją?

Odpowiadający:

Ano zastygają. Zastygają ich poglądy, krystalizuje się wizja świata, uspokaja, energie coraz bardziej przestają płynąć i zamykają się w sztywnych strukturach myślowych przyzwyczajeń. Nawet mówi się, że starych drzew się nie przesadza – to obrazuje w całości sens tej błędnej ścieżki myślenia. U nas ludzie dążą w życiu do stabilizacji. A stabilizacja oznacza śmierć. Człowiek dąży do stabilizacji, pracuje na to, pracuje nad stabilizacją materialną, szuka stabilizacji umysłowej czyli konkretnej prawdziwej wizji świata – w efekcie w miarę odnajdywania kolejnych stałych punktów w materii (czyli zdobycie mieszkania, osiedlenie się, przywiązanie się do miejsca, do pracy, do ludzi) i w myśli, w duchu (uznanie że świat jest taki albo siaki albo że coś jest takie i już) coraz bardziej krystalizuje się, przepływ energii w nim jest coraz słabszy, coraz bardziej zamiera, aż w końcu pojawiają się objawy starzenia, przychodzi śmierć. W ten sposób natura eliminuje nieprawidłowości, eliminuje nieprawidłowy nie zgodny z Prawem sposób życia i myślenia, przychodzi śmierć, potem człowiek rodzi się na nowo i ma szansę nie powtarzać swoich poprzednich błędów. Kluczem jest zrozumienie, że ZMIANA jest jedyną stałą rzeczą we wszechświecie, że przywiązywanie się do czegokolwiek powoduje sztywnienie, blokadę energii i śmierć, czy to przywiązanie do ciała, czy to do miejsca, do ludzi, do rzeczy, etc. etc. Życie to ciągła zmiana – jeśli dążysz do stabilizacji to dążysz tym samym do śmierci. Oczywiście po drodze mogą się zdarzyć sytuacje mające pozory stabilizacji, ale to nic nie znaczy – można zdobyć mieszkanie czy dom, założyć rodzinę, ale jeśli w takiej sytuacji ktoś odczuwa ulgę 'ufff, już nie muszę się starać o mieszkanie bo je mam, teraz będzie mi się żyło lżej psychicznie bo o tę jedną rzecz nie muszę już zabiegać’ to znaczy, że dąży ku swej śmierci, ku ostatecznemu uspokojeniu i śmierci, gdy już nie będzie musiał o nic zabiegać bo wszystko załatwi co planował. W takiej sytuacji jeśli człowiek jest słabo rozwinięty to nic się nie stanie – faktycznie ustabilizuje swe życie, zestarzeje się i umrze. Jeśli jednak takie coś zdarzyłoby się bardzo rozwiniętemu człowiekowi bliskiemu oświecenia to życie, mistrzowie czy siły opiekuńcze natychmiast rozpieprzą w drobny mak tę stabilizację, której ta osoba pragnęłą i którą – jak się jej zdawało – w końcu uzyskała. Przyjdzie powódź i rozpieprzy dom a bank zbankrutuje i gość pozostanie bez środków na kupno następnej chałupy i będzie w punkcie wyjścia. Jeśli oczy mu się otworzą to dostrzeże, że jest w punkcie wyjścia swej wolności, że ma nową szansę by nie iść w stronę śmierci. Jeśli jednak ponownie zacznie szukać stabilizacji to będzie znaczyło, że niczego się nie nauczył. Pojmujesz bracie?

Jest przypowieść o człowieczku, który osiągnął mistrzostwo. Urodził się, żył we wiosce, gdy był młody, zdobył zawód, chciał się ożenić, założyć rodzinę, i wieść ustabilizowane życie objawił mu się Bóg i powiedział 'zostaw wszystko i idź TERAZ do najbliższego miasta’. Zapłakał człowiek 'jak to? mam teraz zostawić to wszystko na co tyle pracowałem, to wszystko co mnie kosztowało tyle wysiłku, to wszystko na co poświęciłem całe swe dotychczasowe życie i w jednej chwili iść gdzie indziej?’. Ale Bóg milczał. Popłakał więc człowiek, ale że kochał Boga ponad wszystko spakował kilka ubrań i poszedł do miasta. Tam trafił do kowala, którego akurat opuścił pracownik i który szukał kogoś do pomocy – początkowo to się człowiekowi nie uśmiechało, no nie lubił pracy fizycznej, kochał swoją robotę w numerkach (był księgowym wcześniej), ale skoro nie było wyjścia to zaakceptował bycie pomocnikiem kowala. Rozpoczął pracę, zaaklimatyzował się w mieście, a że wykonywał wszystko z sercem i sumiennie to szybko zdobył uznanie kowala i klientów, którzy byli zadowoleni z jego pracy. W krótkim czasie dorobił się stabilizacji finansowej, spotkał kobietę, którą pokochał i zaczęli planować małżeństwo, dzieci, dom. Wtedy ponownie objawił mu się Bóg i powiedział 'zostaw wszystko co masz, rozdaj pieniądze, idź nad brzeg morza, wsiądź do pierwszego statku’. Zapłakał człowiek ponownie 'jak to, to znów mam porzucić wszystko, na co wiele pracowałem, co kosztowało mnie wiele wysiłku i czasu i pójść z niczym w nieznane?’. Bóg milczał, a człowiek, że Boga kochał ponad wszystko, spełnił jego wolę. Poszedł nad morze z kilkoma ciuchami tylko, wsiadł na statek, gdzie został przyjęty jako pomocnik do wszelkich prac okrętowych. Gdy statek dobił do portu docelowego, człowiek wysiadł i zobaczył, że jest w całkiem innym kraju, z innymi zwyczajami i ludźmi. Zobaczył, że ludzie nie znają tam kilku spraw, które on znał w swoim kraju, na przykład nie znają zasad handlu, zajął się więc handlem – od napływających statków skupował towary, potem wywoził w głąb lądu i sprzedawał. Szybko zbił na tym majątek, bo wiedział, czego i gdzie ludzie potrzebują. W końcu kupił dom, poznał kobietę, pokochał ją, planował założyć rodzinę, mieć dzieci, w spokoju doczekać starości i cieszyć się wnukami i prawnukami. Wtedy znów objawił mu się Bóg i powiedział 'rozdaj swój majątek, zostaw to wszystko i idź na drugą stronę pustyni’. Człowiek zapłakał znów, ale tym razem głębiej zastanowił się nad sensem bezsensownych i krzywdzących jego zdaniem żądań Boga. I pojął, w czym rzecz. Wyruszył na drugą stronę pustyni, tam znalazł zajęcie, ale już się do niego nie przywiązywał. Poznał wiele wspaniałych osób i wszystkich darzył miłością, nie przywiązywał się jednak do nich i uczył nieprzywiązywania. Co jakiś czas wędrował z jednego miejsca w inne. Z czasem, nawet nie zauważył kiedy, ludzie których dotykał byli uzdrawiani, zdarzały się też inne cuda. Po jakimś czasie, gdy nikt nie znał jego imienia, nawet on sam, gdy nazywał siebie tylko wędrowcem, gdy przestał liczyć dni, miesiące i lata zauważył, że jest ciągle młody i pełen sił i że stan ten się nie zmienia. Od tej pory do dziś przemierza ten człowiek świat, jego domem jest świat, jego imieniem Wędrowiec, daje innym miłość nic nie wymagając w zamian. I jest szczęśliwy.


autorzy pragną pozostać anonimowi