Pytajacy:
Po co ta Ziemia, to odkrywanie, skoro jestesmy pelni mocy? Czy to jakis rodzaj szkoly?
Odpowiadajacy:
Czlowiek-Bog jest istota doskonala. Jednak doskonalosc mozna ciagle… doskonalic :-) czyli rozwijac. W tym celu istota ta wchodzi swoja czescia w jakies niedoskonale i ograniczone srodowisko po to, by i tam nauczyc sie wnosic doskonalosc. W ten sposob chce osiagnac stan, ze w kazdych mozliwych warunkach, w kazdej dostepnej sytuacji bedzie doskonala. To tak, jakbys mial doskonalego mistrza szachow. Mistrz ten chcac sprawdzic swe mistrzostwo i rozwijac je dalej stwierdza: no to teraz bede rozgrywal partie samymi tylko pionami, rezygnujac z wszelkich figur o wielkiej mocy. No i zaczyna rozgrywac partie samymi pionami. Dodatkowo zeby sprawe urealnic to znaczy zeby podczas gry pionami nie siedziec i nie plakac narzekajac 'gdybym mial tutaj wieze to bym te partie wygral’ albo tez 'hetmanem to bym w jednej chwili tego przeciwnika rozgromil’ mistrz ten na czas gry zapomina o wszelkich innych figurach poza pionami i z ich uzyciem stara sie rozgrywac swa partie i wygrywac. Zycie jest taka gra, gdzie chcemy realizowac doskonalosc w oparciu o to, co mamy dostepne TU I TERAZ. Bledem jest wiec czekanie na lepsze jutro albo na manne z nieba, bo nie po to tutaj przyszlismy. Przyszlismy tu po to, by odnajdywac szczescie i radosc oraz spokoj w kazdych warunkach, niezaleznie od okolicznosci. Jesli taka lekcja zostaje odrobiona to nagle ujawnia sie cala nasza boska sila, jestemy wolni od okolicznosci i mozemy je stwarzac wedle swojej woli. Czlowiek rodzi sie i wchodzi w gre na warunkach, jakie sobie wczesniej zalozyl i okreslil. Zapomina takze o tym wszystkim, co by moglo mu przeszkadzac w prowadzeniu tej gry. To znaczy, ze zapomina o tym, ze moze latac po to, by gdy stanie przed murem nie do obejscia podjal probe wspinania sie na niego i pokonania go mimo wszystko. Bo gdyby pamietal, ze umie latac to by mu sie po prostu tego robic nie chcialo, zajalby sie czym innym wiedzac, ze gdzies-tam, jakos-tam umie latac i nie ma potrzeby uczyc sie wspinania.
Na matematyce sie znasz. Na geometrii tez. Wyobraz sobie teraz wektor w trojwymiarowej przestrzeni. Taki wektor okreslany przez punkt zaczepienia [x,y,z] i wymiary [dx,dy,dz]. To jest prawdziwy swiat, prawdziwi my. A teraz wyobraz sobie plaszczyzne i istoty zyjace na tej plaszczyznie, ktore nie sa w stanie dojrzec trojwymiarowego wektora w jego prawdziwym srodowisku, widza jedynie jego plaski rzut o poczatku [XX,YY] i wymiarach [DXX,DYY]. Znasz matematyke na tyle, zeby wiedziec, ze na podstawie plaskiego rzutu nie jest sie w stanie okreslic, od jakiego wektora w przestrzeni ten rzut pochodzi, bo takich wektorow w przestrzeni moze byc nieskonczenie wiele. Dokladnie tak samo jest z prawdziwa natura swiata. To co tutaj obserwujemy to tylko jej przebicia, cienie, rzuty trojwymiarowosci na plaski swiat materii. I teraz na podstawie tych rzutow staramy sie domyslac, jaki jest realny swiat trojwymiarowy, na podstawie plaskiego rzutu staramy sie odgadnac jaki jest realny wektor trojwymiarowy. Znasz geometrie na tyle, by wiedziec, ze jesli dysponujesz dwoma rzutami plaskimi tego samego wektora trojwymiarowego to w tym momencie mozesz dokladnie okreslic ten wektor. Gdyby jednak chodzilo o rzuty plaskie wektora czterowymiarowego to potrzebowalbys juz trzech takich rzutow by dokladnie okreslic wektor czterowymiarowy. Wez teraz pod uwage, ze czlowiek-bog jest istota o nieskonczonej ilosci wymiarow, i zyjac stykasz sie kolejnymi jego-siebie przejawami i na podstawie tych przejawow budujesz sobie coraz lepszy obraz swej prawdziwej istoty, ktora jest nieskonczenie-wielowymiarowa. Dlatego ciagle dociekamy, budujemy, stwarzamy, by siebie odkrywac i zblizac sie do zrozumienia swej prawdziwej natury.
autorzy pragną pozostać anonimowi